Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzice niepełnosprawnych dzieci powiedzieli "dość". Dość zwodzenia, obiecywania

Jolanta Zielazna [email protected]
Iwona Hartwich twardo postanowiła od premiera wyegzekwować przedwyborcze obietnice.  Dla rodziców, którzy całą dobę opiekują się niepełnosprawnymi dziećmi.
Iwona Hartwich twardo postanowiła od premiera wyegzekwować przedwyborcze obietnice. Dla rodziców, którzy całą dobę opiekują się niepełnosprawnymi dziećmi. Jolanta Zielazna
Stała się jedną z "tych pań" protestujących w Sejmie. Z innymi rodzicami jest tam od ubiegłej środy. Na telewizyjnych paskach najpierw leciała jako "matka niepełnosprawnego Kuby", później już dostała imię, w końcu nazwisko. Iwona Hartwich z Torunia, matka niepełnosprawnego Kuby. Zdecydowana i zdeterminowana, uparta. Zaciśnięte usta, ale emocje trudno opanować.

Stopniowo, po tylu dniach okupacyjnego protestu w Sejmie (zaczął się w środę, 19 marca), wszyscy występujący przed kamerami rodzice stają się nie tylko matkami czy ojcami Agaty, Kuby i innych dzieci. Zyskują imiona, nazwiska, poznajemy miasta, z których przyjechali.

Iwona Hartwich to ta blondynka, która wspólnie z czarnowłosą, gładko zaczesaną Mają Szulc siedziały w piątek i sobotę obok premiera i twardo mówiły "nie". Protesty rodziców niepełnosprawnych dzieci organizują od lat, ale dopiero teraz poznała je cała Polska.

Hartwich jest nie tylko matką niepełnosprawnego Kuby. Ma też młodszego, w pełni sprawnego syna. I przyznaje, że temu drugiemu poświęca mniej uwagi. Taki los, gdy ma się niepełnosprawnego brata czy siostrę. Kuba podczas protestu nie był z mamą. Został pod opieką taty. Do Sejmu przyjechał w poniedziałek.

Przeczytaj także: Opiekunowie ciągle czekają na pieniądze!
Skąd w nich tyle determinacji? Uporu? - To przecież w nas narastało latami - przypomina Iwona. W "Pomorskiej" nie raz pisaliśmy o tym, jak blokują przejścia dla pieszych, ronda, zjeżdżają pod urząd marszałkowski czy wojewódzki.

Zanim 19 lat temu Iwona urodziła Kubę, pracowała jako kosmetyczka, później w sklepie. Syn urodził się z dziecięcym porażeniem mózgowym. Choć przeszedł kilka operacji, wymaga ciągłej pomocy drugiej osoby.

Pierwszy raz Hartwich zbuntowała się w 2009 roku. Bo przez kilka złotówek straciła kilkaset złotych pomocy. Do uzyskania świadczenia pielęgnacyjnego obowiązywało wtedy kryterium dochodowe. artwichowie je przekroczyli o jakąś niewielką kwotę. Drugi rok nie dostawali już tych pieniędzy. Stracili też "rodzinne". Notabene rodzinnego nie mają do dziś, bo dochód na osobę jest za wysoki o kilkanaście złotych. - Jesteśmy co miesiąc 300 zł w plecy: zasiłek na dwoje dzieci i dodatek rehabilitacyjny 80 zł dla Kuby.

Ale właśnie wtedy, w 2009 roku, pierwszy raz przyłączyła się do organizowanego przez rodziców niepełnosprawnych dzieci protestu. - To był pierwszy duży protest rodziców z całej Polski. Zorganizowali się przez internet. Najpierw na Forum Rodzin Osób Niepełnosprawnych Rodziny ON skrzykiwali się z rodzicami mającymi takie same problemy.

Ale przez kilka lat ich protesty na nikim nie robiły wrażenia. - Siedzieliśmy z dziećmi pod Kancleraią Premiera, mijały nas ekipy ogólnopolskich telewizji, nikt się wówczas nie zainteresował - opowiada. Nie odpuszczali. - Protestujemy, bo rodziny z niepełnosprawnymi dziećmi coraz bardziej ubożeją - mówiła "Pomorskiej" dwa lata temu, przed kolejnym protestem w Toruniu. Blokowali wtedy przejścia dla pieszych, ronda w wielu miastach kraju.
n
Rodzice postanowili wyegzekwować obietnicę premiera sprzed kilku miesięcy. Nie bez kozery Iwona Hartwich do znudzenia przypomina Donaldowi Tuskowi jego obietnice z września 2011 roku. - Premier ściskając mi wtedy rękę powiedział, że nie dopuści, by rodzice niepełnosprawnych dzieci wychodziły na ulice - przypomina. Wtedy domagali się uznania za pracę ich całodobowej opieki nad dziećmi. Minister Michał Boni nazwał to kontraktem na opiekę pielęgnacyjno-rehabilitacyjną w warunkach domowych.
Skończyło się na tym, że dostali po 100 zł dodatku, o który trzeba było składać wniosek. Kto nie wiedział, pieniędzy nie dostał. Chyba się wtedy premier nie spodziewał, że ta drobna blondynka okaże się tak uparta i będzie egzekwowała obietnicę.

Iwona Hartwich z innymi rodzicami założyła stowarzyszenie. "Mam przyszłość", które zarejestrowali w listopadzie 2011 roku. Bo póki byli "tylko rodzi-cami" nikt ich specjalnie nie traktował poważnie. Doprowadzili do tego, że zaczęto się wreszcie z nimi spotykać: premier, minister pracy, marszałek Sejmu. Ale niewiele z tych spotkań wynikało. - Nie słuchają nas, robią nas w konia, gadanie, nic z tego nie wynika - ile razy tak relacjonowała po tych spotkaniach Hartwich.

Mają rację rodzice mówiąc, że każde 100 złotych więcej świadczenia pielęgnacyjnego czy dodatku jest wyprotestowane.Po czterech latach protestów, w kwietniu ubiegłego roku premier wreszcie zapowiedział, że w ciągu następnych pięciu lat świadczenie osiągnie poziom najniższej płacy. Choć już dwa lata wcześniej mieli siąść i ustalić, jak do tego dojść.

Kilka miesięcy później rodzice, zachęceni sukcesem "matek pierwszego kwartału" (początkowo roczny urlop macierzyński nie miał obejmować matek, które urodziły dzieci przed 17 marca ubr. - dop. aut.) znowu pojechali z dziećmi na ogólnopolski protest pod Kancelarię Premiera i Sejm. - Nasze dzieci to nie są śliczne różowe bobaski. Ale też potrzebują naszej opieki przez 24 godziny na dobę - mówiła wtedy Iwona Hartwich.

Około 60 osób podpisało wówczas oświadczenie o eutanazji, które chcieli wręczyć premierowi. Zastrzegli, żeby tego nie brać dosłownie, że chcą tylko zwrócić uwagę na wagę problemu. Ale dla niektórych rodziców było to zbyt drastyczne. Część wycofała się z wyjazdu. - Myślę, że dziś zrozumieli, o co nam chodziło - mówi Hartwich.

Ostatni, okupacyjny protest w Sejmie to była decyzja chwili. Protest, który wywołuje skrajne emocje. Ale, nie ma co ukrywać, dopiero dzięki temu wiele osób mogło przynajmniej z grubsza zorientować się, jakie problemy napotyka każdy z rodziców wychowujących niepełnosprawne dzieci, wymagające wsparcia przez całą dobę.

Rodzice pojechali (który to już raz?) protestować pod Kancelarię Premiera, potem przeszli na Wiejską. - Chcieliśmy tylko konferencji prasowej w Sejmie, żebyśmy byli bardziej słyszalni - mówi Iwona Hartwich. - Protest to była spontaniczna decyzja. Wywnioskowaliśmy, że tylko w ten sposób najlepiej rozwiążemy problem. - Przecież my nawet majtek na zmianę nie mieliśmy. Ludzie z zewnątrz nam pomagają.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska