Według wstępnych ustaleń prokuratury ciało Sebastiana Kopowskiego zostało przeoczone podczas poszukiwań.
Najbliżsi zmarłego chłopaka właśnie złożyli dodatkowe wnioski dowodowe. - Analizujemy je - potwierdza Janusz Biewald, zastępca prokuratora rejonowego w Wąbrzeźnie. - Ostateczną decyzję w tej sprawie podejmę do końca miesiąca.
Ku umorzeniu
W rozmowie z "Pomorską" prokurator przyznał, że wszystko zmierza ku umorzeniu postępowania. - Ze zgromadzonych materiałów nie wynika, aby do śmierci przyczyniły się osoby trzecie - wyjaśnia Janusz Biewald. - A zgon nastąpił z wychłodzenia organizmu.
Wąbrzeźno. Sebastian Kopowski zmarł z wychłodzenia
To był dobry dzieciak
Także wyniki specjalistycznych badań toksykologicznych nie wniosły nic znaczącego do śledztwa. Okazało się, że młody mężczyzna w momencie zgonu był pod wpływem alkoholu i amfetaminy. - Sebastian nie brał narkotyków! - protestuje pani Elżbieta. - Znałam swojego syna. To był dobry dzieciak. Ktoś musiał mu je podać.
Gdzie jest kurtka i telefon?
Sebastian Kopowski zaginął w nocy z 25 na 26 grudnia. Bawił się w dyskotece w Dębowej Łące. Po północy wyszedł z lokalu. I ślad po nim zaginął.
Przez kilkanaście dni poszukiwania prowadziła policja we współpracy ze strażakami. O radę proszono też jasnowidza. Dwa razy użyto policyjnego śmigłowca z kamerą termowizyjną do ujawniania zwłok. Bezskutecznie. Mimo tego znajomi, rodzina, sąsiedzi nie odpuszczali i szukali na własną rękę. Też bez rezultatu.
Zwłoki 21-latka, dokładnie miesiąc po jego zaginięciu, znaleźli przez przypadek pracownicy spółki wodnej, którzy czyścili studzienki drenarskie na polach we Fryzanowie (gmina Dębowa Łąka).
Powiat wąbrzeski. Znaleziono ciało poszukiwanego Sebastiana Kopowskiego
Sebastian nie miał przy sobie kurtki i telefonu. Nie znaleziono ich do dziś.
Pytania bez odpowiedzi
Rodzina nie przestaje stawiać pytań: "Co się działo z Sebastianem przez miesiąc?", "Jak znalazł się na polu, skoro szukało go tam kilkadziesiąt osób?"
Prokurator Janusz Biewald: -Ciało zostało przeoczone, bo znajdowało się poza obrębem poszukiwań. Pierwsze wskazania były po prostu mylne.
Żyją nadzieją
Matka chłopaka nie daje wiary takim wyjaśnieniom. Ma również wielki żal do policjantów, którzy według niej śledztwo prowadzili "po macoszemu".
- Pamiętam, jak przyszłam na posterunek zgłosić zaginięcie - załamuje głos pani Elżbieta. - Funkcjonariusz powiedział do mnie słowa, których nie zapomnę do końca życia: "pewnie poszedł na panienki".
Najbliżsi Sebastiana żyją jeszcze nadzieją, że złożone przez nich wnioski dowodowe zostaną poddane dokładnej weryfikacji. I przyniosą odpowiedzi na nurtujące ich pytania. - A winni śmierci mojego dziecka zostaną ukarani - kończy Elżbieta Kopowska.
Czytaj e-wydanie »