– Roman szykuje się do służby, ma już dobrą kamizelkę kuloodporną oraz mundur. Nikomu nigdy nie życzyliśmy śmierci, ale błogosławimy mu, by kolejny tuzin orków (Ukraińcy tak pogardliwie określają rosyjskich najeźdźców – red.) padł za to piekło, które przeszliśmy – powiedziała Tatiana Hrybow dziennikowi „Dzisiaj”.
Jak przyznała, tak jak wielu Ukraińców, i ona kupiła specjalny znaczek pocztowy, upamiętniający słowa jej syna, skierowane do rosyjskiego okrętu.
– Mam nadzieję, że pieniądze uzyskane ze sprzedaży znaczka będą użyte na wsparcie armii. (…) Dzwonili do mnie Brytyjczycy, prosili, bym stworzyła listę rzeczy, które należałoby wysłać pod wiadomy adres – powiedziała kobieta śmiejąc się.
Odniosła się też do zatonięcia okrętu Moskwa, który jej syn wysłał w wiadomym kierunku. – Gdy dowiedziałam się, że zatonął, krzyknęłam z radości „jest Bóg na tym świecie” – przyznała matka pogranicznika.
Atak na Wyspę Węży
W pierwszym dniu rosyjskiej inwazji na Ukrainę, rosyjska Flota Czarnomorska zaatakowała ukraińską Wyspę Węży. Broniło jej kilkunastu funkcjonariuszy straży granicznej, którzy zasłynęli z bohaterskiej, choć wulgarnej odpowiedzi rosyjskiemu okrętowi.
– Rosyjski okręcie wojenny, idź w ch** – powiedział wówczas Roman Hrybow.
Według początkowych informacji, obrońcy Wyspy Węży mieli zginąć od ostrzału rosyjskiego. Ostatecznie okazało się jednak, że żołnierze przeżyli, ale przebywali w rosyjskiej niewoli.
Źródła: "Dzisiaj", polskatimes.pl
