Kierowca trąbił, bo pociągu jeszcze nawet nie było widać, ale szlabanu nikt nie otworzył - mówią świadkowie. - Widoczność była bardzo dobra. Pociąg był jeszcze daleko. Dyżurny mógł spokojnie podnieść szlaban dla karetki i szybko go zamknąć. Nie rozumiemy, dlaczego tak się nie zachował. Przecież gdy idzie o ludzkie życie, liczy się każda minuta. Boimy się, że takie sytuacje mogą się powtórzyć i dotyczyć nie tylko pogotowia, ale i na przykład straży pożarnej.
Przypomnijmy, w ubiegłą środę (20 listopada) na trasie z Czerska do Łęga, na wysokości zjazdu na Będźmierowice, osobówka potrąciła 58-letnią rowerzystkę. Karetki w Czersku nie było, więc wezwano drugą ze Śliwic. Niestety, ta na ok. dwie minuty utknęła za przejazdem kolejowym w Lipowej. Trąbienie nie pomogło. Szlaban poszedł w górę dopiero po przejeździe pociągu relacji Wierzchucin - Szlachta.
Zapytaliśmy w Polskich Liniach Kolejowych, czy takiej sytuacji nie można było uniknąć. - Zgodnie z przepisami instrukcji o prowadzeniu ruchu pociągów dróżnik przejazdowy musi zamknąć rogatki co najmniej na dwie minuty przed przejazdem pociągu - informuje Ewa Symonowicz-Ginter z zespołu prasowego PLK. - Są to przepisy, które bezwzględnie muszą być przestrzegane, aby zapewnione było bezpieczeństwo wszystkich uczestników ruchu. - 20 listopada o godz. 10.54 do stacji Lipowa Tucholska wjechał pociąg relacji Wierzchucin - Szlachta. Nastawniczy zamknął rogatki przejazdowe oraz przestawił semafor na sygnał "wolna droga“. Po podaniu takiego sygnału na semaforze nie mógł już samodzielnie otworzyć rogatek do czasu wjazdu pociągu na stację.
Symonowicz-Ginter dodaje, że pojazd uprzywilejowany, jakim jest karetka, nie jest uprzywilejowany wobec pociągów. Wyjaśnia też, że nawet gdyby podniesiono szlaban dla karetki, to byłoby to zbyt duże ryzyko dla innych. - Inne auta mogłyby "przykleić się“ do karetki i tak mogłoby dojść do tragedii - mówi.
Czytaj e-wydanie »