https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sami sobie winni?

Beata Korzeniewska, (pan) Fot. Lech Kamiński
Ekipa z ADM zjawiła się na ul. Mickiewicza  krótko przed południem.
Ekipa z ADM zjawiła się na ul. Mickiewicza krótko przed południem. Lech Kamiński
Dramatyczne wydarzenia rozegrały się wczoraj przy ul. Mickiewicza w Toruniu. Rodzinę z pięciorgiem dzieci, która od kilku dni nielegalnie zamieszkiwała starą suterenę, miasto wyrzuciło na ulicę.

     - Wpadli, policja i facet z ADM-u, koło południa. Żona akurat ugotowała zupę - mówi Jarosław Pniewski - Zdewastowali wszystko. Wyrwali okna i drzwi, a potem wynieśli na zewnątrz wszystkie nasze rzeczy. Córka lekcji nie zdążyła zrobić, bo książki spod nosa jej zabrali. Jeszcze niedawno sami wstawili piec, a teraz wszystko niszczą. Wcześniej mieszkaliśmy na działkach, ale tam strasznie zimno było, prądu nie mieliśmy.
     Wrzucili do samochodu i pojechali
     
Pniewscy twierdzą, że funkcjonariusze byli bezwzględni i brutalni. - Wnuczka do mnie przybiegła, że mamę wyrzucają, no to przyszłam i zamknęłam drzwi na łańcuch. Przecież nie pozwolę, by dzieci poszły na bruk. Najmłodsze ma 2 latka - dodaje Krystyna Pniewska, matka Jarosława. - Czapnęło mnie trzech policjantów. Trzymałam się kuchenki, to wynieśli mnie razem z nią. Zupa się lała, a oni ciągnęli mnie za ręce. Krzyczałam. Dzieci płakały i synowa też. Wrzucili wszystko do samochodu i pojechali, podobno do ADM-u. Nam nic nie powiedzieli. Nie wiem co to będzie. Tydzień temu z ADM-u tu byli i wiedzieli, ze syn jest umówiony w urzędzie na 12.00. Mieli zdecydować co z nami zrobić, a oni właśnie wtedy przyjechali.
     Funkcjonariusze tłumaczą, że musieli użyć siły - Policjanci udzielili asysty właścicielowi budynku, czyli przedstawicielom miasta - poinformował "GP" Janusz Nędzusiak, rzecznik prasowy toruńskiej policji. - Czynności przebiegały bez zakłóceń do chwili przybycia teściowej, do której nie przemawiały żadne argumenty. Funkcjonariusze użyli chwytów policyjnych.
     Sami sobie zgotowali ten los?
     
Specjaliści z nadzoru budowlanego orzekli, że budynek zagrożony jest katastrofą. Przeznaczony jest do rozbiórki, a Pniewscy są dzikimi lokatorami.
     - Trzy dni temu wyprowadziła się stamtąd ostatnia lokatorka i zamiast klucze przekazać nam, dała je Pniewskim. - mówi Eugeniusz Wiśniewski, dyrektor Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej, zwierzchnika ADM-u. - Nie zawiadomiła nas, że się wyprowadziła. Ze względu na bezpieczeństwo nie mogą tutaj mieszkać. Muszą wrócić tam, skąd przyszli. Sami sobie zgotowali ten los.
     Drastycznym scenom przyglądali się sąsiedzi. - Na to, żeby te ubikacje wyburzyć, to pieniędzy nie ma - krzyczał jeden z nich. - Lepiej by za te szczury co tu latają się wzięli, a nie za tych biedaków.
     Do hotelu
     
Pniewscy zostali z jedną torbą. Przez godzinę stali i patrzyli jak ekipa zamurowuje drzwi i okna do mieszkania. - Niech nas też tam zamkną i tak nie mamy gdzie pójść - Pniewski chodził z kata w kąt - Mamy pecha. W ub.r. złożyliśmy wniosek o mieszkanie komunalne i nic z tego nie wyszło. Na miesiąc mamy 1200 zł z zapomogi i wychowawczego, to jakoś byśmy opłacali.
     - Do końca stycznia rodzina może odwołać się od tej decyzji i powiedziałem to panu Pniewskiemu na spotkaniu w tzw. zespole mieszkaniowym - _twierdzi tymczasem dyrektor Wiśniewski z ZGM-u.
     Sprawą lokatorów z ul. Mickiewicza zainteresował się Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie. - _Na pewno nie zostaną na noc bez dachu nad głową -
zapewnia Małgorzata Kowalska, wicedyrektor MOPR-u. - Pojechał do nich nasz pracownik, który zdiagnozuje sytuacje. Dysponujemy miejscami noclegowymi w hotelu PCK. Będą mogli tam zostać tak długo jak będzie trzeba.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska