pomorska.pl/region
Więcej informacji z regionu przeczytasz na stronie www.pomorska.pl/region
- Nie zgadzamy się z tym, że przepisy tworzą uprzywilejowaną grupę zawodową, a obowiązki ich zapewnienia nakładają na samorządy, które przecież mają ograniczone budżety - wyjaśnia Magdalena Tęsna-Pitner, sekretarz gminy Stoszowice (woj. dolnośląskie).
Dlatego tamtejsi radni zaskarżyli w Trybunale Konstytucyjnym zasady wynagrodzeń nauczycieli.
Ich zdaniem problem tkwi w określonych sztywno przywilejach, takich jak: m.in. wiele dodatków do pensji, dłuższe wakacje, roczne płatne urlopy na podratowanie zdrowia i 18-godzinny tydzień pracy.
Kup Gazetę Pomorską przez SMS - kliknij
Samorządowcy uważają, że Karta Nauczyciela zmusza gminy do prowadzenia placówek wbrew zasadom gospodarności. Ich zdaniem nauczyciele, podobnie jak inni pracownicy, powinni być zatrudniani w oparciu o zwykłą umowę o pracę.
W tej niespełna sześciotysięcznej gminie jest pięć szkół (w tym jedna prowadzona przez stowarzyszenie). W 14-milionowym budżecie 5 mln zł przeznaczają na oświatę.
- A subwencji dostajemy 3 mln zł. Resztę dokładamy - mówi skarbnik Artur Michałuszek.
W tym roku jednorazowo musieli też wypłacić pedagogom 170 tys. zł dodatku wyrównawczego. - Za te pieniądze powstałaby droga - dodaje skarbnik.
Musimy się przygotować
Subwencja oświatowa nie wystarcza także naszym gminom. Toruń dostaje jej ponad 188 mln 357 zł, a dokłada przeszło 88 mln 47 tys. zł. Bydgoszcz z kasy miasta wykłada jeszcze więcej.
- Nasze wydatki oświatowe to ponad 446 mln 525 tys. zł. Subwencji mamy w tym przeszło 284 mln zł 170 tys. zł - mówi Barbara Fröhlich - zastępca wydziału edukacji w Bydgoszczy.
Sekretarz gm. Stoszowice twierdzi: - Wiemy, że sami świata nie zwojujemy, ale chcielibyśmy trochę poprawić sytuację. Może nasz głos zostanie wysłuchany? Bronimy się przed zamykaniem szkół po to, by dostęp do edukacji na miejscu miały także dzieci z mniejszych miejscowości. Ale być może istniejące przepisy doprowadzą do tego, że któraś placówka przestanie funkcjonować.
Pedagodzy, jak można przypuszczać, są innego zdania niż samorządowcy.
- Nauczyciele zagwarantowane mają 18 godzin dydaktycznych w tygodniu, ale pracują 40 albo i więcej - twierdzi Małgorzata Białek, dyrektor IV LO w Toruniu.
- Nie dotyczy to jednak każdego nauczyciela - mówi.
- Na pewno nie ma równości pomiędzy, na przykład, nauczycielem wychowania fizycznego a języka polskiego - odpowiada pani dyrektor. - Ale jest tak wiele aspektów tego, co nauczyciel powinien i co robi na lekcjach, że każdy z przedmiotów narzuca na prowadzącego szereg dodatkowych czynności. Trzeba mieć też czas na przygotowanie się do zajęć.
Dyrektor słabego nie zwolni
Anna Kłobukowska, szefowa toruńskiej oświaty uważa, że regulacja prawa z 1982 roku byłaby wskazana.
- Karta chroni każdego nauczyciela, również kiepskiego - zauważa. - Bardzo sztywno normuje bowiem wszystkie sprawy związane ze świadczeniem pracy. To mocno ogranicza dyrektorów, a tak naprawdę każdy z nich jest odpowiedzialny również za jakość kształcenia.
Małgorzata Białek, dyrektor toruńskiej "Czwórki" przyznaje: - Myślę, że to faktycznie może być problemem. Ja po prostu nie mam takich doświadczeń. U mnie w szkole pracuje świetna kadra.
Barbara Fröhlich - zastępca wydziału edukacji w Bydgoszczy wypowiada się ostrożnie: - Ustawa jest jaka jest i trzeba ją respektować. Jedyne wyjście to jej zmiana. Na razie nie można się obrażać, że ktoś umie czytać przepisy i z nich korzysta.
Katarzyna Sokolewicz-Hirszel, rzecznik trybunału mówi: - Jeżeli sędziowie orzekną, że jakiś przepis jest niezgodny z konstytucją, to przestaje on obowiązywać.
Sędziowie mogą też odroczyć wejście wyroku w życie.
Czy tak się stanie? Okaże się dziś.