Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sebastian Szubski z Bydgoszczy w dobę wywiosłował 253 kilometry. I ma rekord Guinnessa! [rozmowa]

Joanna Pluta
Joanna Pluta
Szubski musiał poprawić rekord Cartera Johnsona z 2013, który wynosił 249,8 km. Bydgoszczanin w dobę przepłynął 253 km
Szubski musiał poprawić rekord Cartera Johnsona z 2013, który wynosił 249,8 km. Bydgoszczanin w dobę przepłynął 253 km archiwum własne Sebastiana Szubskiego
Rozmowa z Sebastianem Szubskim, bydgoszczaninem, olimpijczykiem z Aten, pionierem treningu crossfitowego w Bydgoszczy i kajakarzem, który w zeszły piątek na jeziorze Oćwieka k. Gąsawy pobił rekord Guinnessa w 24-godzinnym pływaniu kajakiem po wodzie stojącej.

18 i 19 lipca 2019 okazały się doskonałymi dniami na to, by pobić rekord Guinnessa.
Kluczowa jest pogoda, która była po prostu idealna. Aż trudno byłoby prosić o coś więcej. Gdybym miał się czegoś czepiać, to powiedziałbym, że w ciągu dnia temperatura mogłaby być o jeden, dwa stopnie niższa. Ale naprawdę rzadko zdarza się, by przez całą dobę praktycznie nie wiało.

Początek wiosłowania dał Ci spory zapas czasu.
Tak, przez pierwsze cztery godziny czułem się wyjątkowo dobrze. To spowodowało, że płynąłem utrzymując tempo ok. 11 kilometrów na godzinę. Pierwszy kryzys przyszedł po tym czasie, a był spowodowany problemami żołądkowymi. To trwało parę godzin, siłą rzeczy zwolniłem. Straciłem wtedy całą przewagę, jaką udało mi się wypracować na starcie. Na szczęście w końcu kryzys minął, w dużej mierze dzięki... muzyce.

Na jednym z nagrań, zrealizowanych w czasie wyzwania, z ust Twojej żony, Karoliny, pada zdanie: „Grajcie mu Metallikę, działa na niego najlepiej”. Rzeczywiście?
Tak, ale nie tylko. Po około ośmiu godzinach od rozpoczęcia, moja ekipa zaczęła za mną płynąć motorówką, a z głośników popłynęła muzyka. Zaskoczyli mnie, bo nie było tego w planach. I Metallica owszem, ale tak naprawdę największego kopa dawało mi AC/DC i motyw muzyczny z „Rocky’ego”.

Aż zrobiło się ciemno...
I wtedy pojawiło się zmęczenie. Starałem się trzymać, cały czas uśmiechać, ale robiło się coraz poważniej. Po około 12 godzinach takiego wysiłku wkracza się w tzw. czarną strefę. Jest OK, czujesz się dobrze, ale pojawia się duży stres, bo masz też świadomość, że zmęczenie będzie coraz większe, a przy okazji bardzo dużo może się wydarzyć.

I w końcu się wydarzyło.
W środku nocy zaczął mi wariować błędnik. Bałem się, że sytuacja stanie się na tyle poważna, że nie dam rady płynąć dalej. W końcu mi przeszło. Ale za to wysiadło oświetlenie, które miałem zamontowane na kajaku. Z pomocą przypłynęła motorówka, ale tej z kolei po jakimś czasie skończyło się paliwo.

Wtedy do akcji wkroczyła natura...
Na niebie pojawił się ogromny księżyc i okazało się, że sprawdza się o wiele lepiej niż oświetlenie z kajaka i motorówki razem wzięte. Było super. Do momentu, gdy trzciny zaczęły mi się haczyć o ster. Musiałem je zdejmować, traciłem minuty i znów zacząłem się stresować.

Dlatego nadrabiałeś, skracając czas postojów. Początkowo w planach było pięć dwuminutowych pit stopów. Ostatecznie było tego o wiele mniej.
GPS pokazuje, że kajak stał w miejscu tylko przez 3 m 50 s. Poza tym w ciągu doby ani razu z niego nie wysiadłem, co było dość ryzykowne: mogłem na przykład złapać skurcz i nie być w stanie płynąć dalej.

Kolejny kryzys pojawił się nad ranem. To wtedy było trzeba podjąć decyzję:walczyć dalej czy złożyć broń.
Po tych wszystkich nocnych „przygodach” byłem mocno do tyłu z czasem - na tyle, że właściwie poza zasięgiem rekordu. Ale wziąłem się w garść i od godz. 7 cisnąłem tak, jak przez pierwsze cztery godziny. Udało mi się wrócić do założonej średniej prędkości, ale to już były tortury. Marzyłem tylko, żeby to się wreszcie skończyło, ale musiałem być maksymalnie skoncentrowany, bo przy finiszu najłatwiej popełnić błąd. Na 45. okrążeniu i jakieś 10 minut przed końcem czasu, padł rekord. Ostatnie chwile poświęciłem więc, by podnieść poprzeczkę osobie, która spróbuje go pobić.

Już się zregenerowałeś?
Czuję, że tak, bo wciąż jestem na potężnej dawce adrenaliny. Wiem jednak, że dotarłem do limitu swojego organizmu i na to, by w pełni się zregenerować, potrzebuję tygodni, jeśli nie miesięcy.

To co, w weekend wskakujesz na kajak?
W każdej chwili (śmiech). A tak serio, to mam już w głowie kilka nowych projektów. Na razie jednak kompletuję dokumenty potrzebne do zgłoszenia rekordu. Później pozostanie czekać, bo cała procedura trwa kilka miesięcy.

Zobacz wideo: Nieudane wakacje? Masz prawo do reklamacji!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska