Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Senator Zbigniew Pawłowicz nie jest kłamcą lustracyjnym (szczegóły)

(my)
Fot. Tytus Żmijewski
Senator Zbigniew Pawłowicz z Platformy Obywatelskiej nie jest kłamcą lustracyjnym - orzekł w środę (16 grudnia) bydgoski sąd. Instytut Pamięci Narodowej ma prawo odwołać się od wyroku.

www.pomorska.pl/bydgoszcz

Więcej aktualnych informacji z Bydgoszczy znajdziesz również na podstronie www.pomorska.pl/bydgoszcz

Gdański oddział IPN reprezentował w sądzie prokurator Krzysztof Grodziewicz.

- Musimy zapoznać się z uzasadnieniem orzeczenia. Wtedy zapadnie decyzja co do ewentualnej apelacji - powiedział dziennikarzom po rozprawie.

Senator Zbigniew Pawłowicz, na co dzień także szef bydgoskiego Centrum Onkologii, nie chciał komentować wyroku.

Krzysztof Noskowicz, przewodniczący składu sędziowskiego, przypomniał, że ustawa lustracyjna nie ma na celu kontrolowania przeszłości osób publicznych, a jedynie wykazanie, czy kłamali, czy też nie.

- Senator Pawłowicz sam przyznał, że to on złożył podpis na deklaracji współpracy z kontrwywiadem. W kwietniu 1977 roku uznał ją za jeden z wielu dokumentów, które musiał podpisać przed wyjazdem jako chirurg z misją wojskową na Bliski Wschód - tłumaczył podczas uzasadniania wyroku.

Sędzia Noskowicz zaznaczył, że wszystkie wątpliwości w sprawie musiały (zgodnie z prawem) zostać rozstrzygnięte na korzyść oskarżonego o kłamstwo lustracyjne. A było ich sporo. Uzasadniając wyrok sędzia wiele razy podkreślał, że mogłyby je rozwiać tylko zeznania pułkownika Adolfa Bisa, który przypisał sobie zwerbowanie Zbigniewa Pawłowicza. Nie rozwiały, bo Bis umarł przed rozpoczęciem procesu lustracyjnego. Nigdy więc nie dowiemy się, dlaczego pułkownik przedłożył raport o planowanym sposobie realizacji pozyskania tajnego współpracownika o pseudonimie "Pawlik" 19 kwietnia 1977 roku, a później przerobił datę na 20 kwietnia. Co ciekawe, raport o samym przebiegu pozyskania ma datę 17 kwietnia. - To nuda veritas, czyli naga prawda o służbach. Wydawano szereg zarządzeń, przepisów, instrukcji, na które powoływali się wszyscy przesłuchiwani funkcjonariusze WSW. W praktyce tworzono dokumenty niezgodnie z ówczesnymi instrukcjami - mówił sędzia Noskowicz, który przypomniał, że szef wydziału WSW w Bydgoszczy stwierdził, iż na jedym z dokumentów podrobiono jego podpis. To nie wszystko - oficer dodał, że możliwe było zarejestrowanie tajnego współpracownika bez jego wiedzy.

Sąd zwrócił też uwagę na liczbę kart w teczce Pawłowicza. Było ich sześć. W dwóch teczkach innego z pracowników szpitala polowego, zarejestrowanego jako TW "Nawrócony", było ich blisko 400.
Dzisiejsze orzeczenie nie jest prawomocne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska