https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Serce Jana Olbrachta pozostało w Toruniu

Hanka Sowińska hanna.sowiń[email protected]
Jan Olbracht - fragment nagrobka
Jan Olbracht - fragment nagrobka Archiwum GP
Tak polecił - przy opisie zgonu króla Jana Olbrachta - zapisać w swoim pamiętniku Łukasz Watzenrode, biskup warmiński, torunianin z pochodzenia, wuj genialnego astronoma Mikołaja Kopernika.

Mieszczanie toruńscy nie lubili szlachty, ani szlacheckiej Rzeczypospolitej. Natomiast wielkie przywiązanie i wierność okazywali królom (to opinia nieżyjącego już historyka, prof. Karola Górskiego). Z żalem więc i smutkiem musieli przyjąć wiadomość, która szybko rozeszła się po mieście. Że w Ratuszu Staromiejskim umarł król Jan Olbracht.

Żądania wielkiego mistrza

Działo się to 17 czerwca 1501 r., w ósmym roku panowania pierwszego na tronie syna Kazimierza Jagiellończyka (w sumie koronę nosiło trzech jego potomków). Monarcha przebywał w Toruniu od maja. Jego pobyt wiązał się z komplikacjami, które w Prusach Zakonnych wywołał wybór na wielkiego mistrza zakonu Fryderyka Saskiego, księcia Rzeszy.

Ów że Fryderyk (brat księcia saskiego Jerzego, który był ożeniony z Barbarą Jagiellonką, siostrą Olbrachta) ani myślał wypełniać postanowienia II pokoju toruńskiego (1466 r.) i składać hołd polskiemu władcy. Poirytowany monarcha wezwał wielkiego mistrza, by 8 maja stawił się w Toruniu. Sam przybył do miasta dzień wcześniej. Tak jak bywało przy wizytach jego poprzedników, zajął Ratusz Staromiejski, który na czas pobytu władcy stał się centrum ważnej i ogólnopolskiej akcji politycznej.

Wielki mistrz nie pofatygował się przed królewskie oblicze. Przysłał swoich przedstawicieli, którzy w jego imieniu zażądali wielu zmian w traktacie toruńskim. Gdyby Olbracht się ugiął, nastąpiłaby likwidacja najważniejszych form zależności zakonu od Polski. Król odrzucił wszystkie postulaty. Oczywiście wiedział, jakie mogą być tego konsekwencje. Kilka dni później wezwał poddanych w Prusach Królewskich, by szykowali się na zbrojną wyprawę. Wojna z zakonem wisiała na włosku.

Olbracht i jego najbliższe otoczenie jeszcze liczyło na mediację posłów z Drezna, wysłanników księcia Jerzego. Niestety, gdy ci dotarli do Torunia król tak poważnie zaniemógł, iż nie mógł ich przyjąć. Rozmowy - w zastępstwie chorego monarchy - prowadził biskup Watzenrode.

Okazały kondukt

14 czerwca król miał atak paraliżu, w wyniku czego stracił mowę (prawdopodobnie było to następstwo choroby nadciśnieniowej). Trzy dni później, po przyjęciu ostatniego namaszczenia, zmarł. Zegar wskazywał godzinę 10.00.

Marian Biskup, współautor książki "Królowie polscy w Toruniu tak pisze: "Śmierć powszechnie lubianego władcy wywołała wielkie wrażenie w mieście i całych Prusach Królewskich". Przygotowaniami do zorganizowania konduktu kierował brat zmarłego, Fryderyk Jagiellończyk, arcybiskup gnieźnieński. To on nakazał sprowadzić z Gdańska wysokiej jakości zagraniczne sukna, by kondukt miał prawdziwie królewską oprawę.

Zanim Jan Olbracht ruszył w ostatnią podróż do Krakowa (spoczął w katedrze na Wawelu) jego ciało zabalsamowano. Natomiast serce monarchy, którego torunianie tak lubili i poważali, zostało w Toruniu (wmurowane w jeden z filarów w kościele pw. śśw. Janów jest do dzisiaj).

Czytaj e-wydanie »
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska