Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sielskie, anielskie

Krzysztof Jackowski
Przekroczyłem czterdziestkę i choć wiem, że wiele jeszcze przede mną, to dobry czas, żeby zacząć spisywać wspomnienia. Co zdecydowało o ich wyborze? Nie wiem.

     Czasami fragmenty życia pamiętamy w takich szczegółach, jakby się zdarzyły wczoraj. Prawie dotykamy ludzi, których dawno już nie ma, słyszymy ich głos, czujemy zapach perfum. O innych przypominają nam tylko fotografie, ledwo kojarzymy bliskie nam niegdyś twarze, ale nie możemy sobie przypomnieć, do kogo należały, bo zasłona czasu spada na nasz umysł.
     Moje życie na swój sposób jest niezwykłe. Jestem jednak takim samym człowiekiem, jak Ty, Czytelniku. Los mnie nie oszczędzał i dalej nie daje mi taryfy ulgowej. Każdy z nas do końca uparcie gra rolę, jaką wyznaczyło nam życie. A więc kurtyna w górę.
     ***
     Moja rodzina pochodzi z Kujaw, z Kowala. Po wojnie ojciec i matka przyjechali do Człuchowa. W domu było nas pięcioro - mam dwie siostry i dwóch braci. Urodziłem się w starym, nieistniejącym już domu przy ulicy Długosza. Moja mama była sprzątaczką, ojciec porządkowym w szpitalu. Często popołudniami chodziłem pomagać mamie. Pamiętam zapach lizolu, którym myła korytarze szkoły. Sprzątała też miejską bibliotekę. To był dla mnie prawdziwy raj, bo mogłem przebierać w książkach, oglądać, czytać i pooddychać ich klimatem.
     Myślę, że miałem piękne dzieciństwo. Mieszkaliśmy w starym domu przy ulicy Szczecińskiej, na którego tyłach są ogrody i jezioro. Przyjaźniłem się z chłopakami z podwórka. W zimie lepiliśmy zamki ze śniegu, a latem biegaliśmy nad jezioro. Zbierałem złom, a zarobione pieniądze wydawałem na bilety wstępu na stojącą na zamkowym wzgórzu pokrzyżacką wieżę. Oprócz złomu zbierałem też makulaturę. Skupował ją w Człuchowie pan Michał. Byłem dobrym dostawcą, więc w zamian mogłem sobie wybierać książki. Interesowałem się astronomią i tam, na składzie makulatury, odkryłem książkę mojego życia - "Wszechświat ty i ja" Franza Kahna. Uwielbiam ją. Jest niesamowita, napisana w sposób prosty, ale mądry. Ta zdobycz makulaturowa leży u mnie na półce do dziś.
     - Zostaw te książki, bo chleba ci nie dadzą, weź się lepiej za robotę - mówił mój ojciec, ale nie było w tym złej woli. Rodzice nie mieli wykształcenia i ten dobry, ale prosty człowiek, nie rozumiał sensu moich zainteresowań.
     Byłem uparty. Co wtorek w "Świecie Młodych" na ostatniej stronie był "Tomik", czyli pogaduszki o astronomii. Były tam też oczywiście i komiksy, które lubiłem - Jonka, Jonek i Kleks czy Romek, Tomek i Atomek. Postanowiłem napisać do "Tomika" i dwukrotnie opublikowano mój list - zwykłe dziecięce wynurzenia, z których byłem bardzo dumny. Należałem też do Stowarzyszenia Miłośników Astronomii "Cygnus" we Wrocławiu. Prowadził je Jerzy Mielczarek. Trochę mnie to przerastało, bo moja wiedza była hobbystyczna.
     W wakacje wrzucałem ludziom węgiel i dostawałem za to parę groszy. Przeważnie oddawałem pieniądze matce. Szły na zakup butów czy innych potrzebnych rzeczy. Życie nie było proste - w domu pięcioro dzieci, pensje niewysokie. Rodzice robili wszystko, żeby nam nieba przychylić, więc nie było nam źle, ale dopiero w tych czasach dzieci mają raj. Kiedyś doceniało się, że na kolację będzie ryba w puszce, a mandarynki czy pomarańcze, były na święta. Jak w 80 roku dostałem dwa banany i cztery pomarańcze to nie wiedziałem, jak to się je. Z czasów dzieciństwa pamiętam więź i szacunek. Ciągle mieliśmy zajęcie, człowiek był zaganiany, nie miał czasu myśleć o głupotach.
     oprac. Barbara Zybajło
     ciąg dalszy w poniedziałek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska