O całej sprawie napisała w sobotę "Rzeczpospolita". Opublikowała też stenogramy rozmów pilotów - wynika z nich, że w jednostce mogło dojść do fałszerstwa. Aferę ujawnił chorąży Dariusz Warchocki, doświadczony żołnierz. Twierdzi, że zrobił to dla bezpieczeństwa pilotów.
Chorąży nagrał swoich kolegów i przełożonego w listopadzie minionego roku. Wtedy to dowódca eskadry skierował go - razem z drugim żołnierzem - na nocne loty z użyciem przyrządów noktowizyjnych.
"Wczoraj albo w sobotę. Wybierzcie sobie"
Przepisy mówią, że takie zadanie powinno być poprzedzone specjalistycznym szkoleniem i wykładami. Te zaś powinny być prowadzone według opracowanej wcześniej kompleksowej dokumentacji lotów - w żargonie: "kompleksówki". Dowódca powinien ją zatwierdzić, a po szkoleniu - podpisać, potwierdzając kompetencje uczestników.
Chorąży Dariusz Warchocki twierdzi, że żadnego szkolenia nie było. A kompleksową dokumentację sfabrykowali żołnierze na polecenie dowódcy. W opublikowanych przez "Rzeczpospolitą" stenogramach czytamy: "Żołnierz 1: No, a tę kompleksówkę to jak rozpisać? Dowódca: Nie rozpisać, tylko była przeprowadzona. (...) Wczoraj albo w sobotę. Wybierzcie sobie." Z dalszych rozmów wynika, że żołnierze spreparowali dokument.
- To sprawa z listopada ubiegłego roku. Z tego, co mi wiadomo, szkolenie wykonano poprawnie - zapewnia mjr Dariusz Świech, rzecznik prasowy dowódcy 56. Kujawskiego Pułku Śmigłowców Bojowych. - Zresztą na wniosek prokuratury wojskowej badała to żandarmeria wojskowa w Bydgoszczy i nie dopatrzyła się uchybień w dokumentacji.
Nie bez znaczenia był fakt, że trzej żołnierze - dowódca, żołnierz, który miał prowadzić szkolenie i drugi - jego uczestnik - potwierdzili, że szkolenie się odbyło.
Ostatni lot pułkownika. Zbigniew Rakoczy pożegnał się z żołnierzami [zdjęcia]
Wątpliwości pozostały
Jednak w tzw. rozkazie dziennym nie było po nim śladu, a przesłuchiwani żołnierze nie potrafili przypomnieć sobie jego daty. Nie ma też żadnej dokumentacji ze szkolenia - dowódca eskadry tłumaczył, że zgodnie z prawem została ona zniszczona.
Efektem działań prokuratury i żandarmerii było postanowienie o nierozpoczynaniu śledztwa. Dokument dotarł do inowrocławskiego pułku w lipcu tego roku.
- Pan chorąży postanowił się odwoływać od tej decyzji i złożył informację do Ministerstwa Obrony Narodowej, które zleciło Dowództwu Wojsk Lądowych zbadanie okoliczności - dodaje rzecznik pułku.
Chorąży Dariusz Warchocki złożył też kolejne zażalenie, tym razem do Wojskowego Sądu Okręgowego w Poznaniu. Dotyczyło ono fałszowania dokumentacji oraz mobbingu. Sąd przekazał sprawę do Wojskowej Prokuratury garnizonowej w Bydgoszczy.
Na pytanie, czy chorąży Dariusz Warchocki i jego partnerka życiowa, porucznik Diana Maziarek, są szykanowani w swojej jednostce, Świech odpowiedział: - To nieprawda. Nikt nie wnikał w prywatne życie chorążego.
Dariusz Warchocki nie chce na razie komentować swoich decyzji. Zrobi to dopiero po rozmowie z przełożonymi.
Czytaj e-wydanie »