Kontroli zwykle nikt się nie spodziewa. Przychodzi znienacka i zawsze wtedy, gdy człowiek ma co innego na głowie. Dlatego dobrze, gdy trafi się na inspektorów o pozytywnym nastawieniu. A tego pięknego dnia z takimi właśnie inspektorami znalazłam się w samochodzie.
- Wy, dziennikarze - powiedzieli na dzień dobry - zawsze szukacie dziury w całym. Czy raz nie możecie założyć, że będzie wspaniale?
Nasza wspólna kontrola była wynikiem skarg czytelników, którzy mieli już dość spleśniałych owoców i mocno podstarzałych warzyw w hipermarketach. Dzwonili do gazety, a gazeta do bydgoskiego WISiPAR-u, czyli: Wojewódzkiego Inspektoratu Skupu i Przetwórstwa Artykułów Rolnych. Mandat będzie ścielił się gęsto - myślałam.
Kalarepki jak przytulanki
"Real" we Włocławku. Wchodzimy na salę, z koszykami, jak przystało na klientów. I proszę: kalarepki tak miękkie, że mogłyby posłużyć za przytulanki, kapusta włoska brązowa jak po długich wczasach w Egipcie, cebula jak wydmuszki, "świeże" zioła ususzone, a mandarynki - białawe. Kupujemy i prosto od kasy idziemy do pani, która stoi pod napisem "reklamacje".
- Naprawdę sam pan to kupił?!! - pani spod napisu patrzy to na inspektora, to na okropne mandarynki, dziwną kapustę i resztki ziół. Chętnie zawołałaby koleżanki, żeby zobaczyły, jak mężczyźni robią zakupy. - Wszystko przez te piękne ekspedientki - tłumaczy inspektor. - Zapatrzyłem się...! Ale tak nie powinno być! Napisane: pierwszy gatunek. Tymczasem ta kalarepka za trzy złote, groszy czterdzieści - to skandal! Nie mówiąc o reszcie...
Z reklamacją nie ma problemu. Część towaru można wymienić od ręki, za resztę dostać zwrot pieniędzy. Wtedy inspektorzy się ujawniają.
Świeże, pachnące
- Nie było źle - tłumaczą za chwilę w drodze do Torunia. - Trochę towaru trzeba było przebrać i to wszystko. Naprawdę. W sumie to bardzo ładne stoisko.
Ale nic to - myślę sobie - jedziemy do toruńskiego "Geanta". Pogoda jakaś lepsza, bo właśnie zaczęło lać jak z cebra - koniec ze słońcem, radością i całym tym pozytywnym myśleniem. Mokrzy i wściekli idziemy na salę.
A tu zgroza. Wszystko idealne. Towary oznaczone, opisane, posortowane, świeże, pachnące i błyszczące. Ułożone jak pod linijkę.
Nawet się nie ujawniamy.
Nie licząc kapusty...
Humor mam jak pod psem. Jak na złość znowu zaświeciło słońce, co podczas inspekcji powinno być surowo zakazane. W radiu Ich Troje śpiewa "a wszystko to, bo ciebie kocham!". To ponad moje siły. Tymczasem do Bydgoszczy jakieś czterdzieści minut. W końcu jest: "Auchan".
No, i proszę: okropna pekińska - absolutnie nieświeża oraz zadziwiająco paskudna włoska. Nie dość, że stara, to jeszcze tak mała, jak moja osobista pięść. Dwa czterdzieści za tę małą włoską!
Inspektorzy przystępują do kontroli. Wracają zachwyceni. - Zaplecze idealne, czyściutkie, zadbane. A na stoisku też pięknie, nie licząc kapusty. Oczywiście, z tą kapustą trzeba coś zrobić, poza tym jest wspaniale.
Myślę, czy nie zabić się osobistą pięścią.
Zioła, których nie ma
Nadzieja w "Tesco". Tu do koszyka pakujemy: pekińską, włoską (jakaś epidemia?), grejpfruty, pomarańcze i zioła w doniczkach. Te zioła wyglądają naprawdę niezwykle - po prostu ich nie ma. Zastanawiam się, czy pani w kasie zadrży ręka podczas odczytywania kodu kreskowego z pustej doniczki. Nie zadrżała, co tylko potwierdziło moje podejrzenia. Nie zadrżała także podczas kasowania siatki z absolutnie białym grejpfrutem. Ciekawe, co należałoby tej pani podsunąć, żeby przestała na tym czymś szukać kodu kreskowego?
Idziemy do "punktu obsługi klienta". - Przepraszam - mówię - ale tak to jest, gdy mężczyźni robią zakupy. Zamierzam się rozwinąć, ale oni od razu chcą zwracać pieniądze - nawet nie pytają, czy sami to wybieraliśmy. Inspektorzy idą na kontrolę.
Skończyło się na uwadze: zepsute produkty usunąć. Poza tym wszystko oceniono jako poprawne. Ale ja się nie poddam! Bądź co bądź - też jestem czytelnikiem "Pomorskiej". I chyba wolno mi złożyć skargę?! A znam pewien taki market...
WISiPAR nie toleruje nawet pojedynczych zepsutych produktów. Kontrole prowadzi od niedawna, dlatego na razie upomina. Następne wizyty w sklepach mogą zakończyć się nawet wnioskiem o ograniczenie wolności dla osoby, która dopuściła do sprzedaży np. spleśniałe mandarynki. - Mandaty często godzą w pracowników, którzy muszą je później płacić z własnej pensji - mówi zastępca dyrektora WISiPAR-u, Wojciech Kędzia. - Dlatego chcemy doprowadzić do takiej sytuacji, by markety musiały sprowadzać lepszy towar. A mają takie możliwości, tylko za pomocą różnych technik sprzedaży próbują wcisnąć klientom produkty, które nie powinny znaleźć się na półce. Nie każdy wie, że spleśniała do połowy mandarynka, nawet po odkrojeniu niedobrej części, może być trująca. Tymczasem sam widziałem dwa tygodnie temu w jednym z bydgoskich hipermarketów palety białych i miękkich mandarynek po promocyjnej złotówce. Takich sytuacji w ogóle nie powinno być.
Na Państwa skargi WISiPAR w Bydgoszczy czeka pod numerem telefonu: (0-prefix-52) 322-87-10.
