Ale trudno go będzie wyegzekwować. Pomysł jest bardzo dobry: w szkolnych sklepikach nie powinno być chipsów czy czegoś, co zawiera puste kalorie albo sztuczne wzmacniacze smaku - uważa Krystyna Strzeleckaz Bydgoszczy. - Mam troje wnucząt: uczniów dwóch podstawówek i jednego gimnazjum. W każdej z tych szkół jest sklepik z fast foodami!
Sklepiki z żywności. Niektórzy mogą stracić pracę
PSL-owski projekt zmiany ustawy dotyczącej bezpieczeństwa żywności i żywienia trafił do Sejmu. Zapisano w nim, że na terenach przedszkoli, szkół podstawowych, gimnazjalnych oraz innych placówek oświatowo-wychowawczych zabrania się sprzedaży, podawania, reklamy lub prezentacji pewnej żywności i napojów. Chodzi o produkty zawierające: więcej niż 1,25 g soli na 100 g produktu; więcej niż 0,5 g sodu na 100 g produktu; wzmacniacze smaku (w tym E 621 - glutaminian sodu); syntetyczne substancje słodzące; więcej niż 1 g kwasów tłuszczowych trans na 100 g produktu; więcej niż 10 g cukrów prostych na 100 g produktu.
- Jeśli wejdzie ta ustawa, to chyba stracę pracę - mówi Wioletta Goncerzewicz ze sklepiku w Szkole Podstawowej nr 5 w Świeciu. - Pani dyrektor szkoły zaproponowała, by wprowadzić do sprzedaży soczki jednodniowe, więc tak zrobiłam. Jednak dzieci nie chcą ich pić! Za muesli i ciastkami zbożowymi też nie przepadają. Przede wszystkim dlatego, że takie nawyki wyniosły z domu i ustawa tego nie zmieni.
- Pomysł zawarty w projekcie jest dobry, tylko jak sprawdzić, który produkt jest zakazany? - pyta Zofia Przedpełska, która od kilku lat prowadzi sklepik w SP nr 7 w Toruniu. - Informacje na etykietach często są takie, że nic z nich nie wynika.
Gdyby w sklepiku zakaz został złamany, dyrektor mógłby zerwać umowę z jego właścicielem bez zachowania terminów wypowiedzenia i bez odszkodowania. - Czy byłabym w stanie stwierdzić, czy w sklepiku jest łamany zakaz? - zastanawia się Bożena Brzostowska, dyr. Gimnazjum nr 25 w Bydgoszczy. - Chyba z pomocą sanepidu.
Marka Szczygielskiego, Kujawsko-Pomorskiego Wojewódzkiego Inspektora Jakości Handlowej zapytaliśmy, czy dałby radę rozpoznać żywność zakazaną w szkolnym sklepiku?
To nie producenci są winni
- Absolutnie nie! - stwierdza. - Pomysł, by niektóre produkty "wyrzucić ze szkół" jest dobry, ale w projekcie zabrakło zapisu zobowiązującego producentów żywności do bardziej szczegółowych informacji na etykietach. By było wiadomo, jaki procent stanowią np. sól czy kwasy tłuszczowe trans.
- Tam, gdzie nie ma pewności co do składu, organy kontrolne będą mogły wykonać badania - twierdzi Krzysztof Kosiński, rzecznik PSL. - Poza tym podczas prac w sejmowych komisjach będzie można dodać inne rozwiązania.
- Pomysł wprowadzenia dodatkowych informacji na opakowaniach jest kosztowny i niezgodny z prawem unijnym - mówi Andrzej Gantner, prezes Polskiej Federacji Producentów Żywności. - Cieszymy się z inicjatywy PSL-u, ale to nie producenci żywności są winni temu, że dzieci są grube. Trzeba postawić na edukację, wyeliminować złe nawyki żywieniowe. Zakazy nie rozwiążą problemu.