"Z Ukrainy do Polski" tak nazywała się wystawa zorganizowana przez galerię w cyklu "Spotkania Kultur Świata". Tym razem pokazana została sztuka Ukrainy, a reprezentowała ją wystawa prac tylko jednego artysty, ale za to wybitnego, z ogromnym dorobkiem na koncie - Edwarda Kopaczewa, malarza, grafika, pastelisty (niegdyś także rzeźbiarza), profesora sztuki, od 12 lat związanego z Krakowem, od niedawna zaś z Ciechocinkiem.
Skromny i nieśmiały
Edward Kopaczew urodził się w roku 1941 we Lwowie, tam skończył Akademię Sztuk Pięknych. Zajmował się rzeźbą, malarstwem, rysunkiem. sztuką monumentalną, malarstwem sakralnym. Uczestniczył w 65 wystawach, w tym 20 indywidualnych, m.in. w Wielkiej Brytanii, USA, Holandii, Austrii, Niemczech, Estonii, Polsce. Przez wiele lat mieszkał w Kiszyniowie. Był w tamrtejszym Instytucie Sztuki kierownikiem Katedry Grafiki, tam otrzymał tytuł profesora i stanowisko stałego członka Rady Naukowej. Od 1995 roku jest członkiem Związku Pastelistów Polskich, a wśród wielu uzyskanych nagród najchętmniej wymienia podwójne wyróżnienie na Ogólnopolskim Biennale Pasteli. Jego prace znajdują się w prywatnych zbiorach w Polsce i wielu krajach świata. Artysta jest też wielkim milośnikiem i nie lada znawcą opery.
Kto na wystawie nie zaopatrzył się w katalog, niewiele mógł dowiedzieć się o artyście i jego dziełach. Bo Edward Kopaczew, mający polskie korzenie ze strony ojca i dobrze porozumiewający się po polsku, nie lubi mówić o sobie i swojej sztuce. Uważa, że kopalnia informacji na ten temat są jego obrazy. On woli milczeć. Jest człowiekiem niezwykle skromnym, wręcz nieśmiałym. Gdy na wernisażu poproszono go o kilka słów wprowadzenia do wystawy, ten dojrzały mężczyzna był ogromnie speszony, czerwienił się jak uczniak i tłumaczył, że piękne prace na ścianach to "tylko takie moje fantazje". Podobno nawet najlepsi przyjaciele nie są w stanie namówić go na zwierzenia o jego sztuce.
- Mam pomysł, a ręka idzie sama - odpowiada "dociskany" pytaniami o to, co go inspiruje, gdzie szuka natchnienia. Chętniej mówi o zakończonej pracy.
} Lubię patrzeć, jak ludzie reagują na moje obrazy. Wiem, że każdy odbiera je inaczej, po swojemu. Nigdy nie tłumaczę, co jest w tych moich fantazjach. Nie mam do tego prawa. Cieszę się, gdy kogoś coś w nich zainteresowało, poruszyło. Że stojąc przed moim obrazem nad czymś się zastanawiają, i nierzadko widzą w nich, co innego niż ja widziałem, gdy je tworzyłem - mówi.
- Jego fantazje, ale i akty, i pejzaże stworzone z drobniutkich nasyconych barwami i światłem kropeczek i kreseczek, mają w sobie wiele dynamiki, ale i - paradoksalnie - dużo kojącego spokoju - uważa Elżbieta Pietrzykowska, kuratorka ciechocińskiej wystawy Edwarda Kopaczewa. Pejzaże utrzymane w błękitach z jednej strony tchną "intelektualnym" chłodem, z drugiej poruszają dynamiką, choćby poddających się sile wiatru konarów drzew.
Artysta przyznaje się, że uwielbia impresjonistów i nie ukrywa, że często spotyka się z opiniami o "pokrewieństwie" jego obrazów i francuskich impresjonistów. Wyraźnie jednak skłania się ku abstrakcji, choć podkreśla, że nie lubi, gdy jego prace wkłada się do szufladki z napisem "abstrakcja". Woli określenie "fantazja". Tak też, zmieniając jedynie numery, tytułuje swoje prace: "Fantazja I", "Fantazja II", "Fantazja III", mimo że niektóre dzieła aż proszą się o tytuł bliższy konkretowi.
Dusza wędrowca
Na wystawie "Z Ukrainy do Polski" artysta pokazał wiele swoich artystycznych fantazji, ale też wiele barwnych pejzaży, w tym lwowskich. Bo Lwów to jego miasto. Tu się urodził, tu spędził wiele lat, tu zdobywał swoje wykształcenie, a potem kształcił rzesze studentów sztuki. Tu tworzył, zanim 12 lat temu nie zdecydował się osiąść nad Wisłą, w Krakowie. To miasto cały czas ma w sercu. Teraz mieszka w Polsce, ale za Lwowem ciągle tęskni.
Większość pokazanych w Ciechocinku pejzaży trudno rozpoznać: polskie to czy ukraińskie motywy wyłaniają się z feerii nasyconych barw. A może jedne i drugie? I jest tak jak mówi artysta:
Edward Kopaczew ma w swym dorobku i akty z charakterystycznymi postaciami o długich tułowiach (m.in. "Europa") i malarstwo religijne. Jego dziełem jest cykl obrazów Drogi Krzyżowej w kościele Ojców Zmartwychwstańców w Krakowie.
Od kilku miesięcy artysta mieszka w Ciechocinku. Czy Kujawy go inspirują? - Tak naprawdę jeszcze nie miałem okazji ich poznać i poczuć, ale wszystko przede mną - przyznaje. - Pracuję nad dokończeniem tego, co kiedyś rozpocząłem.
Nie ukrywa, że chce na dobre zamienić środowisko krakowskie, w którym spędził ostatnich 12 lat, na nasz region. Dlaczego chce osiąść akurat tu? Twierdzi, że zachwycił go Toruń. Ma w tym mieście i w Ciechocinku, gdzie obecnie mieszka, przyjaciół, którzy rozumieją jego duszę wędrowca i pomagają mu "zapuścić korzenie“ w nowym miejscu.