Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skrwilno. Baba chce grunty scalić, ale nie cała

Bogumił Drogorób
Baba, wieś w gminie Skrwilno, stoi przed zadaniem komasacji ziemi - jak to dziś się nazywa. Do scalania gruntów trzeba inicjatywy zebrania wiejskiego, zgody gospodarzy. Dziś wielu jest za takim rozwiązaniem, wielu jest przeciwnych. Zbyt wielu.

Pomysł scalania, który lansuje Jerzy Różański, gospodarz z miejscowości Baby, ma doprowadzić do tego, że wieś będzie dobrze poukładana, że przez wieś przejdzie wreszcie prosta droga, bez zbędnego kołowania, bez zakrętów, z czym mamy do czynienia dziś, że duże samochody, maszyny rolnicze przejadą bez problemu.

- Na to są pieniądze, wiem dobrze, z Unii Europejskiej - mówi Różański, przy okazji radny gminy Skrwilno. - Wiem, bo uruchomiłem kontakt z Warszawą. Mało tego, Warszawa chce nam pomóc.

Warszawa, czyli ministerstwo rolnictwa. Dlaczego nie Rypin, czyli starostwo powiatowe?

Pielgrzymka od urzędnika do urzędnika

- Cały czas jeżdżę, starostwo sprawę zna. Ale wygląda to tak: zgłaszam temat do starosty Tyburskiego, tydzień później dowiaduję się, że ma się zgłosić do urzędnika Stefańskiego. Ten z kolei mówi, że sprawą zajmie się Wrzesiński, też urzędnik. Gdy idę do Wrzesińskiego, ten mówi, że nic o tym nie wie.

Warszawa natomiast wie sporo. Jerzy Kozłowski z departamentu gospodarki ziemią wie na przykład, że rozmowy z administracją powiatową są niezwykle trudne, że jest to administracja bez specjalnego nadzoru.

- Ale można ją zmusić do działania w sposób prosty. Jeżeli w Babie jest pełna zgoda, co scalania gruntów, należy zorganizować zebranie wiejskie, zaprosić powiatowego geodetę z mapami, spisać protokół, wnioski i listę obecności przesłać do starosty i wtedy taki urzędnik nie może kluczyć, zbywać. Co istotne, w starostwie są pieniądze na scalanie, właśnie z Unii Europejskiej. W tej chwili wysyłam tam odpowiednie informacje, jak będzie trzeba wyślę z ministerstwa urzędnika. Co więcej mogę zrobić? Wszystko w rękach władz powiatu.

Powiat, jak nas informuje Jerzy Różański, robi wiele, żeby nic nie zrobić.

- Mówią ludziom, że scalanie to niedobra sprawa. Mogą być na przykład zawieszone dotacje, może być problem ze sprzedażą ziemi i takie tam inne historie. I ludzie się przestraszyli. Ja wiem, musi być zgoda przeważającej większości. Na razie jej nie ma, tej większości, ale hektarowo już jesteśmy do rozmowy. Jeszcze raz mówią, jesteśmy do zgody, a nie kłótni, bo to na nic.

A co na to wszystko starosta?

Starosta rypiński Marek Tyburski nie zgadza się z opinią, że starostwo utrudnia, że nie chce, że temat niewygodny.

- Proszę bardzo, jestem za komasacją. Tyle, że musimy postępować zgodnie z prawem, co oznacza, że do scalania gruntów musi być zgoda 80 proc. rolników, gospodarzy z tamtej wsi. Dziś, jak wiem, za scalaniem podpisało się ponad 40 proc. Więc? Gdzie jest problem? Co więcej - znam aktywność pana Różańskiego, ale my również nie siedzimy z założonymi rękami. Był u nas w tej sprawie z Urzędu Marszałkowskiego Bartosz Szymański, fachowiec od tych spraw. Tłumaczył, przedstawiał wszystkie okoliczności, zachęcał właśnie do komasacji. Owszem, scalanie kosztuje, trzeba na to przynajmniej milion złotych. I sprawa nie jest tak szybka. Może potrwać dwa-trzy lata, może i dłużej.

Skoro potrwa dłużej, to proces scalania może dokonać się samoistnie, w ciągu pięciu lat. Tyle, że ten kierunek, możliwy, trudno zaakceptować gospodarzom przedsiębiorczym, mającym inną wizję rozwoju wsi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska