W 1899 roku na toruńskim Przedmieściu Jakubskim wspólnota religijna bracia morawscy z Głogowa zbudowała wytwórnię krochmalu, która od 1921 r. zajęła się przetwarzaniem ziemniaków na mączkę ziemniaczaną.
Gdy wiele lat później, w 1959 roku dyrektorem Zakładu Przemysłu Spożywczego został Waldemar Warczygłowa, fabryka była nadszarpnięta zębem czasu i historii.
- Dyrektorzy zmieniali się tutaj czasami dwa razy w roku. Mówiło się, że z góry jestem skazany na pożarcie - wspomina dziś 82-letni pan Waldemar. Wtedy jednak miał 29 lat i wiele pasji. - Usłyszałem "Postaw ten zakład na nogi", więc postawiłem.
Więcej wartościowych treści na www.pomorska.pl/premium
Zastałem drewniany, zostawiłem murowany
Wytwórnia była w opłakanym stanie. Budynki drewniane, płot dziurawy, ziemniaki zrzucano na "kupę". Dyrektor walczył o pieniądze na remonty kapitalne, bo te poważniejsze, na inwestycje, należały się tylko sztandarowym przedsiębiorstwom ówczesnych czasów. - Zastałem zakład drewniany, zostawiłem murowany - śmieje się pan Waldemar.
Tu pracował i tu mieszkał. - Życie zawodowe i rodzinne mieszało się, bo dyrektor cały czas był obok, więc jeśli tylko coś się działo, to pracownicy dzwonili - a to prąd wysiadł, a to maszyna się zepsuła - mówi z sentymentem.
Kilkuletni, wówczas, Jacek, syn pana Waldemara miał tam raj na ziemi, do którego chętnie przybywali jego koledzy. Wprawdzie w okresie kampanijnym ruch był taki, że dzieciom nie pozwalano kręcić się po zakładzie, ale po sezonie jego teren stanowił ciekawy i inspirujący plac zabaw.
Pan Jacek opowiada: - Na obszarze fabryki wydzielono nam niewielki dom jednorodzinny z ogrodem, co na owe czasy stanowiło wręcz luksus. Przez furtkę bezpośrednio wychodziliśmy na fabrykę. A tam czekało nas wiele ciekawych rzeczy - spławiaki, gdzie chłopi przywozili ziemniaki, wieże, na których zainstalowano pompy do wody pod ciśnieniem. Kręciliśmy się tam, zaglądaliśmy.
W roku 1979 budowano drugą jezdnię Szosy Lubickiej, miała przejść przez łazienkę Warczygłowów. Rodzina została więc przeniesiona na nowe osiedle - Rubinkowo do bloku przy ul. Niesiołowskiego.
Kilka lat wcześniej, pod koniec swojego dyrektorowania pan Waldemar przekonał Warszawę, że to właśnie w Toruniu powinna ruszyć pierwsza w Polsce fabryka płatków śniadaniowych.
Więcej wartościowych treści na Potomek ruskich kniaziów, wnuk powstańców styczniowych i inni
Rolnik tego nie zje
Początkowo koncepcja była taka, aby fabrykę przetwórstwa ziemniaków do produkcji płatków wykorzystywać w okresie pokampanijnym, żeby nie zwalniać ok. setki osób zatrudnionych wyłącznie na sezon (stałych pracowników "krochmalnia" miała drugie tyle).
Zakład jednak stawał się coraz bardziej uciążliwy dla Torunia. - Budowany był poza granicami miasta, które kończyło się na rzeźni. Z chwilą powstania Rubinkowa znalazł się w środku Torunia. Rzędy końskich wozów z ziemniakami, stojąc przed krochmalnią tamowały ruch. Zakład produkował tony odpadów, a wydobywający się z niego specyficzny, niezbyt przyjemny zapach, drażnił torunian - wspomina pan Waldemar.
Mieszkańcy protestowali i władze Torunia ostatecznie zażądały likwidacji przetwórstwa ziemniaków. Płatki były dla niego wielką szansą.
- Pamiętam, że poza nami o ich produkcję zaczęły starać się dwa inne miejsca w Polsce. Fabryka pod Szczecinem i jakiś zakład na południu, chyba w Lubelskiem, ale Ministerstwo Przemysłu Spożywczego zgodę przyznało właśnie nam - mówi.
Zakład dostał pieniądze na przebudowę, ale misja dyrektora Warczygłowy skończyła się. Realizację inwestycji "śniadaniowych" rozpoczął Piotr Wiśniewski, a kontynuował Zbigniew Nodzyński. Pan Waldemar został kierownikiem ds. reklamy, zaopatrzenia surowcowego i zbytu.
Pismo od ministra
- Zbyt udało się załatwić szybciej niż mogłem się spodziewać - wspomina pan Waldemar.
W Ministerstwie Rolnictwa uzyskał poparcie dla wprowadzenia płatków kukurydzianych do obrotu handlowego w sieci sklepów spółdzielczych. Początkowo minister uważał, że płatki w Polsce się nie przyjmą. Mówił "rolnik je inaczej". Ale pan Waldemar przekonał go do napisania pisma o pozytywnym wydźwięku, z którym jeździł do wojewódzkich central. Tam, widząc podpis ministra, niewiele pytano, tylko podpisywano umowy na sprzedaż nowości na swoim terenie. I tak to poszło.
Do opakowania płatków dołączone były przepisy, jak je jeść. Bo skąd Polak miał to wiedzieć?
Nowa świecka tradycja
Również w domu Warczygłowów narodziła się "nowa tradycja" śniadaniowa, rodem z Ameryki - płatki z mlekiem.
Jacek Warczygłowa przypomina sobie: - Pojawienie się płatków rzeczywiście było ogromną atrakcją, tym bardziej że sprzedawano je w kolorowych kartonikach.
Pan Waldemar dziś z radością patrzy, jak zakład produkcji płat ków się rozwinął. Na jego bazie, po prywatyzacji, powstał CPP Toruń-Pacific. - Okazało się, że sama idea produkcji płatków była słuszna, choć wielu w nią nie wierzyło - mówi.
Także Jacek Warczygłowa, kiedyś zawodowy żołnierz, teraz prezes agencji reklamowej, ciągle je płatki z Torunia. - Pewnie już niewielu pracowników Pacificu wie, że w Toruniu nadal żyje dyrektor, który przynajmniej częściowo budował ten zakład. Zwiedzałem fabrykę dwa czy trzy lata temu - moja firma wykonywała zlecenie dla Pacifica. Zakład oczywiście ogromnie się rozrósł, unowocześnił, ale wszystkie główne maszyny do produkcji płatków ciągle stoją w hali, która powstała za czasów mojego ojca.
Z Torunia na eksport
Obecnie CPP Toruń-Pacific (należący do Nestlé S.A. i General Mills) zatrudnia prawie 1000 osób. Ma dwie fabryki płatków śniadaniowych w Toruniu oraz batoników śniadaniowych i muesli w Lubiczu. W Grębocinie firma użytkuje nowoczesne Centrum Dystrybucyjne. Dziś wyroby Pacifica znajdziemy pewnie niemal w każdym polskim domu. Najpopularniejszymi markami płatków są produkowane właśnie w Toruniu Nestle Corn Flakes oraz zbożowe kuleczki o smaku czekoladowym Nestle Nesquik, ale ich smak znany jest także w wielu innych krajach.
- Aż 70 proc. produkcji trafia na eksport - mówi Jarosław Szczepanowski, rzecznik prasowy firmy. - Nasze główne kierunki eksportu to kraje Europy Środkowej, w tym przede wszystkim Rumunia i Czechy oraz kraje Zatoki Perskiej, m.in. Arabia Saudyjska. Płatki i batoniki wysyłamy również na Zachód Europy, np. do Niemiec i Wielkiej Brytanii. Eksportujemy także do Izraela, a nawet do RPA. W sumie w tym roku obsługujemy 55 rynków eksportowych.
Jak pokazują wyniki firmy, z płatków świat nie rezygnuje nawet w kryzysie. Rok 2011 Pacific zamknął wynikiem niemal 700 mln zł przychodów ze sprzedaży, a 2012 prawdopodobnie będzie jeszcze lepszy.
Czytaj e-wydanie »