Przeciwko montowaniu kolców na bloku przy ulicy Kasztanowej wystąpił jego mieszkaniec - inżynier Albin Mroziński.
- Występuje tutaj między innymi gołąb skalny, columbia livia, który jest pod ochroną. Te kolce nie spełniają swojej funkcji, a mogą jedynie pokaleczyć ptaki. Okna na strychu, gdzie je założono, były osłonięte siatkami. To wystarczające zabezpieczenie - mówi pan Albin.
Mieszkaniec Leśnego napisał do spółdzielni "Budowlani" list z prośbą o zdjęcie kolców. Spółdzielnia odpisała (cytujemy bez zmian):
"Ptasie odchody zanieczyszczają ściany budynku i parapety, również mieszkań niższych pięter, okna strychowe przy suszeniu bielizny nie mogą być otwarte z uwagi na przebywające na strychu ptaki, które tam właśnie wiją gniazda. Mieszkańcy we własnym zakresie próbowali zabezpieczać okna przed ptakami poprzez zakładanie folii, ramek i prętów. Założone moduły mają za zadanie odstraszyć ptaki i tylko w tym celu są montowane".
Inżynier Mroziński nie złożył broni, bo jak twierdzi, mieszka pod oknami na strychu, a o założenie kolców nie prosił. - To niedopuszczalne barbarzyństwo. Uważam, że sprawę powinno się załatwić na drodze prawnej, więc poprosiłem ratusz o zajęcie stanowiska - dodaje pan Albin.
Ratusz, choć sam nie jest bez winy (patrz zdjęcie), wysłał na miejsce inspektora wydziału ochrony środowiska. "Oględziny odstraszacza wskazują, że urządzenie może powodować okaleczanie ptaków. Jego montaż i użytkowanie jest więc sprzeczne z rozporządzeniem w sprawie gatunków dziko występujących zwierząt objętych ochroną. W związku z powyższym należy zdemontować odstraszacz w trybie pilnym" - napisał do spółdzielni Grzegorz Boroń, zastępca dyrektora wydziału.
Co na to spółdzielnia? Jak się dowiedzieliśmy, "Budowlani" nie zgadzają się z decyzją ratusza, więc odwołali się do ministra środowiska. - Jeśli dostaniemy jasną odpowiedź, to zdejmiemy kolce - tłumaczą.
Do sprawy powrócimy.