Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Smród jest nasz

Lucyna Talaśka-Klich
Lucyna Talaśka-Klich
Kiedy wójt Jeżewa dowiedział się, że fermę w Krąplewicach kupuje spółka należąca do Smithfield Foods, wybuchła awantura. - Na smród się zgadzamy - mówi wójt Mieczysław Pikuła. - Ale za każdą kroplę gnojowicy, która spadnie na asfalt będziemy ścigać!

     Pogłoski o sprzedaży krąplewickiej fermy tuczu trzody chlewnej firmie Prima sp. z o.o. (należącej do Smithfield Foods) do Jeżewa dotarły w styczniu tego roku. - Początkowo bardzo się zdenerwowaliśmy - _mówi wójt Pikuła. - _Słyszałem i czytałem o działalności tej firmy wiele złego. Nawet skserowałem jakieś artykuły i rozdałem je radnym. Nie chcę, by doszło do zanieczyszczenia środowiska. Też mieszkam w tej gminie. Doszły do nas plotki, że na fermie produkcja tuczników zostanie zwiększona z trzydziestu-czterdziestu tysięcy rocznie do pięćdziesięciu tysięcy. Przestraszyliśmy się tej perspektywy.
     W marcu spotkali się wójtowie gmin: Jeżewo, Drzycim i Osie. Obawiali się, że gnojowica z tuczarni będzie wylewana na pola graniczące z obszarami chronionymi (parkami i zespołami przyrodniczo-krajobrazowymi), ciekami wodnymi, jeziorami. "Ferma Krąplewice w najbliższym czasie zostanie sprzedana firmie z amerykańskim kapitałem, która zamierza zlikwidować oczyszczalnię ścieków, wyprodukowaną gnojowicę składować w lagunach, a w konsekwencji nawozić grunty" - tak wójtowie napisali do wojewody. "Firma z amerykańskim kapitałem znana jest w Europie, a w ostatnich latach także w Polsce z mistrzowskiego niszczenia naturalnego środowiska. Mamy pełne rozeznanie do jakiej zagłady ekologicznej i biologicznej doprowadzili Amerykanie, jako że zwiedziliśmy fermy produkcyjne w zachodniej części Polski".
     - Pojechaliśmy także do Przechlewa, by zobaczyć jak tam, przy duńskiej fermie, żyje się okolicznym mieszkańcom - dodaje Pikuła. Pytali napotkanych ludzi. - Mówili, że kiedyś było gorzej - _opowiada wójt. - _Wcześniej Duńczycy mieli bałagan, ale gdy służby sanitarne zaczęły im się bacznie przyglądać, to bardzo się poprawiło. Do budynków ze zwierzętami nie wchodziliśmy, ale teren fermy był uporządkowany, laguny pozakrywane, nawet nie śmierdziało. I to nas trochę uspokoiło.
     Smród wójta nie przeraża. - Tuczarnia w Krąplewicach istnieje od trzydziestu lat i na brzydkie zapachy się zgadzamy - _tłumaczy. - _Ale na niszczenie środowiska naturalnego nie zgodzimy się nigdy! I o tym nowy właściciel fermy musi pamiętać!
     Porodówka zamiast tuczarni
     
Od kwietnia br. firma Prima (należąca do Smithfield Foods) jest stuprocentowym właścicielem udziałów w Fermie Krąplewice. Tuczników w Krąplewicach jest coraz mniej. Od sierpnia, po zakończeniu gruntownej modernizacji fermy, rozpocznie się tu produkcja prosiąt rasy PIC. - Jestem przekonany, że gdyby nie nasze zainteresowanie przyszłością fermy, Amerykanie prowadziliby tutaj tuczarnię - twierdzi wójt Pikuła. - A dziewięć tysięcy macior z prosiakami da znacznie mniej gnojowicy niż dziesiątki tysięcy tuczników. Dlatego jesteśmy spokojniejsi. A i ludzie nie stracą pracy, bo produkcji prosiąt zautomatyzować się nie da.
     Zdaniem Aleksandra Dargiewicza, konsultanta firmy Prima, zmiana profilu produkcji wiąże się głównie z planami spółki. - Chcemy współpracować z rolnikami zainteresowanymi tuczem kontraktowym - _tłumaczy Dar- giewicz.
     Prosięta z Krąplewic miałyby trafiać do hodowców na terenie całego kraju, którzy chcieliby wstawić do swojego gospodarstwa minimum 400.
     - _Nie stanowimy konkurencji dla rolników, bo Prima Farms produkuje poprzez ponad 150 kontraktów farmerskich (tucz nakładczy) wyłącznie surowiec dla grupy Animex - _uważa dr Mirosław Dackiewicz, dyrektor do spraw współpracy z władzami, organizacjami społecznymi i mediami Grupy Prima Farms.
     O rezygnacji z tuczu w Krąplewicach, przesądził też fakt, że maciory z prosiętami produkują mniej gnojowicy. Ferma Krąplewice dzierżawi od Agencji Nieruchomości Rolnych 490 hektarów, po podpisaniu z rolnikami umów najmu ma ich ok. 1600.
- Musieliśmy sprostać ustawie o nawozach i nawożeniu - tłumaczy Dargiewicz. - _Podpisywaliśmy umowy najmu, a nie poddzierżawy, bo uznaliśmy, że to będzie dla nas najlepsza forma.
     Rolnicy, którzy podpisali z fermą takie umowy, godzą się, by na ich pola (lub grunty dzierżawione) ferma wylewała gnojowicę.
     - Domagamy się, żeby gnojowica z fermy była wywożona tylko dwa razy w roku: wiosną i jesienią - _mówi wójt Jeżewa. - _Chcemy też, by okres nawożenia trwał od dziesięciu do czternastu dni. Mieszkańcy muszą być wcześniej powiadomieni o tych terminach, chociażby dlatego, żeby wiedzieć, kiedy nie wywieszać prania.
     Zdaniem przedstawicieli firmy Prima, ten postulat można spełnić.
     Bronił gminy
     
- Zasmrodzą nam całą okolicę - _oburza się rolnik z gminy Jeżewo. - _Zatrują glebę, przepędzą wszystkich turystów... I do kogo wtedy pójdziemy na skargę? Nie trzeba ich było wpuszczać!
     - A co gmina może? - _pyta wójt Pikuła. - _Najwyżej protestować. Mieliśmy nieznaczny wpływ na prace komisji negocjacyjnej przy wojewodzie i ustalenie treści programu dostosowawczego dla fermy. Nasz przedstawiciel w komisji miał jedno zadanie: bronić gminy.
     Bronił w taki oto sposób: był jednym z dwóch członków czteroosobowej komisji, która głosowała za przyjęciem programu dostosowawczego. - Gdyby program nie został przyjęty oznaczałoby to likwidację fermy, a tego nie chcieliśmy - _tłumaczy wójt Jeżewa. - _Ludzie muszą mieć pracę.
     - Dziwię się samorządom, które naiwnie wierzą, że na ich terenie zachodnie koncerny będą przestrzegać prawa - _mówi Jan K. Ardanowski, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych. - Z dotychczasowego doświadczenia wynika, że raczej tak nie będzie. Grozi nam kolejna bomba ekologiczna.
     Gnojowica w lesie
     
Na Pomorzu Środkowym firma Prima przejęła kilka dużych popegeerowskich gospodarstw. Jedno z nich leży w miejscowości Nielep. W lutym 2003 roku pracownicy Starostwa Powiatowego w Świdwinie przeprowadzili wizję lokalną. W lesie, na końcowym odcinku rowu melioracyjnego odwadniającego tereny miejscowości Nielep, znaleźli wylewisko gnojowicy. Zajmowało ono 5 arów.
     
- Gnojowica z naszych tuczarni nigdy nie była wywożona do lasu - twierdzi Aleksander Dargiewicz. - _To cenny nawóz.
     Konsultant przypomina sobie jednak, że w 2002 i 2003 roku cztery inspekcje często kontrolowały ich fermy i miały kilka zastrzeżeń. Dyrektor Dackiewicz dodaje: - Minusem tych kontroli było to, że przez pewien czas nasza firma była "popularna" w mediach. Plusem, że wszystkie zalecenia pokontrolne zostały wykonane i nasze fermy przeszły intensywną kurację. Dziś jesteśmy jedyną firmą z tej branży, w Polsce, która ma certyfikat ISO 14001 dotyczący tuczu i hodowli świń. Ale o tym, że staliśmy się liderem, już nikt nie chciał napisać, a malkontenci twierdzą, że taki dokument można kupić na bazarze, co oczywiście jest złośliwością gdyż, aby zdobyć certyfikat ISO trzeba poddać się trzykrotnemu audytowi i wdrożyć sześć procedur ochrony środowiska. Nie jesteśmy firmą, która spadła z nieba na spadochronie. Chcemy być częścią społeczeństwa. Chcemy być społecznie użyteczni.
     Zapach pieniędzy
     
Gnojowica z fermy w Krąplewicach ma być wylewana między innymi na pola użytkowane przez Andrzeja Kurtysa, rolnika z miejscowości Budyń. Dla niego to też cenny nawóz organiczny. - Nie mam własnej hodowli - _mówi rolnik. - _Uprawiam kukurydzę, rzepak i pszenicę. Dzięki nawożeniu gnojowicą mogę sporo zaoszczędzić na kupnie innych nawozów.
     Nie wierzy w to, by firma wylała więcej gnojowicy niż zezwala na to prawo. - Przecież będzie ona rozlewana w sposób profesjonalny, przy użyciu specjalistycznego sprzętu - _twierdzi Kurtys. - _Poza tym badanie gleby od razu wykaże wszelkie nieprawidłowości. A ja zlecam takie badania systematycznie.
     - Jestem w stanie zrozumieć, jeśli rolnicy godzą się na współpracę z właścicielem przemysłowej fermy, bo znajdują się w skrajnej biedzie - _dodaje Ardanowski. - A czym kierują się inni? Głupotą czy krótkowzrocznością? Przecież takie fermy oprócz tego, że prowadzą do degradacji środowiska naturalnego, niszczą rodzimą produkcję. W województwie kujawsko-pomorskim aż czterdzieści tysięcy rolników produkuje świnie. Nie brakuje nam tuczników, więc jeśli na ten rynek wejdą nowi producenci, to ktoś będzie musiał z niego wypaść.
     
- Duże fermy są ogromnym zagrożeniem dla małych i średnich producentów trzody chlewnej, a Smithfield zdobył pierwszy przyczółek w Kujawsko-Pomorskiem - martwi się Wojciech Mojzesowicz, przewodniczący sejmowej komisji rolnictwa. - Jeśli rolnicy zaczną z fermą współpracować, może to być początek końca ich gospodarstw. Przypuszczam, że początkowo przez rok, dwa trochę zarobią na tuczu nakładczym. Potem będą wychodzić na zero, a następnie zaczną się zadłużać i tracić gospodarstwa.
     
- A mnie tam amerykańskie pieniądze nie śmierdzą - oburza się inny gospodarz z gminy Jeżewo. - _Unijne biorę i też się ich nie brzydzę. Poza tym w naszej gminie wszyscy przyzwyczaili się do smrodu z chlewni. Jest nasz, swojski. Chętnie będę współpracował z Primą. Żeby tylko oni chcieli... A za pilnowanie prawa inni biorą grube pieniądze. Niech oni patrzą Amerykanom na ręce.
     

     

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska