www.pomorska.pl/bydgoszcz
Więcej informacji z Bydgoszczy na stronie www.pomorska.pl/bydgoszcz
Kup Gazetę Pomorską przez sms
Kup Gazetę Pomorską przez sms
Kup Gazetę Pomorską przez SMS - kliknij
Pod koniec czerwca ubiegłego roku pięciu mężczyzn zakatowało na śmierć 46-letniego Andrzeja W. Kryminalista był postrachem podbydgoskiego Janowa i okolicznych wsi. Kradł, groził i wdawał się w bójki z mieszkańcami oraz od trzech lat współżył z 16-letnią obecnie Kamilą K. Jej brat i wujek oraz trzech pozostałych, oskarżonych później przez prokuraturę, postanowili położyć kres terrorowi. Dopadli łobuza w sadzie pod Janowem i bez opamiętania pobili pałkami, rurami i metalowym tasakiem.
Zdaniem oskarżyciela i biegłych, każde uderzenie mogło być śmiertelne. Zwróciła na to wczoraj uwagę prokurator Agnieszka Adamska-Okońska.
- Najlżejszy był kilogramowy tasak, a najcięższy pręt, który miał trzy kilogramy - mówiła prokurator. - Oskarżeni zadali kilkadziesiąt ciosów, kilkanaście z nich z wielką siłą. Musieli zdawać sobie sprawę, że mogą doprowadzić do śmierci ofiary.
Zdaniem Agnieszki Adamskiej-Okońskiej, sprawcy chcieli zabić Andrzeja W. Według niej świadczyły o tym m.in. słowa jednego z nich, który stwierdził, że idzie "zaj...ć" W.
Najcięższych kar - po 25 lat pozbawienia wolności - zażądała prokurator dla Piotra D., najstarszego z oskarżonych, który zdaniem śledczych był inicjatorem samosądu oraz dla Sylwestra K., brata nieletniej Kamili K. Przemysław S., najmłodszy z napastników (obecnie ma 18 lat), miałby zdaniem oskarżyciela trafić za kraty na 15 lat. Trzeba dodać, że ojciec młodego mężczyzny został dwa lata wcześniej skazany za usiłowanie zabójstwa Andrzeja W., bo podczas sprzeczki uderzył go siekierą w głowę. Dla braci Andrzeja i Remigiusza W., którzy mieli najmniejszy udział w samosądzie, choć też zadawali razy i kopali (na butach jednego z nich znaleziono krew), proponowała po 13 lat pozbawienia wolności.
- Musimy zadać sobie pytanie, czy polski system prawny wartościuje życie człowieka - mówiła prokurator w mowie końcowej. - Myślę, że odpowiedź jest jedna. Nie. Jednakowo chronione jest życie policjanta, księdza, złodzieja i oszusta. Nie może być społecznego usprawiedliwienia dla prywatnego wymierzania sprawiedliwości - zakończyła prokurator.
Obrońcy mówili znacznie krócej. Kilka razy wracali do zwrotu "zaj...ć", o którym mówiła prokurator. - Sprawdzałam w słowniku PWN. "Zaj...ć" nie jest synonimem słowa "zabić". Oznacza pobicie lub kradzież - tłumaczyła mecenas Beata Lorkowska.
Jakub Montowski, obrońca Sylwestra K. zaapelował do sędziów, żeby odnieśli się do szerszego kontekstu sprawy.
- Już z samego aktu oskarżenia wynika, że pokrzywdzony był odszczepieńcem, wyrzutkiem miejscowego społeczeństwa - podkreślił adwokat. - Od wielu lat w sposób manifestacyjny ignorował nie tylko porządek prawny, ale przede wszystkim normy zachowań obowiązujące w lokalnym społeczeństwie. Lista postępowań karnych, jakie toczyły się przeciwko niemu w ostatnich latach jest bardzo długa, jednak największe emocje wywoływały jego kontakty z siostrą oskarżonego K. Trzeba odwołać się do opinii psychiatrów. Stwierdzili oni, że lokalna społeczność w pełni akceptowała sposób, w który rozwiązali problem - dodał obrońca.
Obrońcy prosili sąd o jak najniższe kary dla swoich klientów. Głosu udzielono też oskarżonym. Wszyscy przeprosili za swój czyn.
Wyrok w tej sprawie zapadnie w poniedziałek.
Udostępnij