
Henryk W. jest oskarżony o znęcanie się nad więźniami przesłuchiwanymi w areszcie bydgoskiego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego przy ul. Markwarta (zdj. z "Twarze bezpieki 1945-1990. Obsada stanowisk kierowniczych Urzędu Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w województwach pomorskim/bydgoskim, toruńskim i włocławskim", publikacji wydanej przez IPN w 2010 roku).
(fot. IPN)
Ostatniego dnia procesu Henryk W., jak zresztą na pozostałych rozprawach, nie stawił się w sądzie. Zasłaniał się złym stanem zdrowia. Zanim sędzia Jakub Kościerzyński pozwolił wygłosić mowy końcowe, przesłuchane zostały trzy lekarki. Wubiegłym roku badały mieszkającego na stałe w Toruniu Henryka W.
- Nie stwierdziłam u oskarżonego przeciwwskazań do tego, by brał on udział w rozprawach w Bydgoszczy, co wiąże się z koniecznością dowiezienia go na miejsce - mówiła biegła kardiolog z Torunia.
Podobne opinie wyraziły też lekarki dwie pozostałe lekarki - specjalista onkolog i neurolog. Gdy ta ostatnia składała zeznania, swoje pytanie do niej zgłosił obrońca Henryka W., mec. Krzysztof Ogrodowicz:- Czy może pani powiedzieć, jakie badania przeprowadziła u oskarżonego?
Lekarka odpowiedziała: "Neurologiczne". To nie usatysfakcjonowało adwokata, który nalegał, by wyliczyć wszystkie przeprowadzone badania.
- Powiedziałam, by zmarszczył czoło, przekręcił głową, wyszczerzył zęby, spojrzał w lewo, w prawo, dotknął palcem wskazującym czubka nosa, przeprowadziłam próby odruchowe naturalne i patologiczne, próby brzuszne, kazałam stać z zamkniętymi oczami, przejść się po mieszkaniu... - neurolog mówiła sędziemu, a sędzia dyktował protokolantce. To wyliczanie trwało kilka minut.
Przeczytaj także: Świadek koronny mówi o interesach "Lewatywy". W grę wchodziły miliony złotych
Mecenas Ogrodowicz przypomniał, że jego klient przeszedł operację jelita grubego, i leczenie z choroby nowotworowej. Lekarz onkolog jednak również nie stwierdziła, by było to przeszkodą do udziału oskarżonego w kolejnych rozprawach. Sędzia oddalił wniosek Ogrodowicza o powołanie nowego zespołu biegłych z udziałem psychiatry i psychologa.
- Zebrany materiał dowodowy, mimo upływu czasu daje podstawę do uznania Henryka W. winnym - w mowie końcowej zaznaczył prokurator Rafał Sadowski, z Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Południe - śledczy zażądał dla W. łącznej kary 6 lat więzienia.
Henryk W. jest oskarżony o to, że na przełomie lutego i marca 1945 roku w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Bydgoszczy znęcał się nad więźniami. Byli to żołnierze, działacze niepodległościowego podziemia. W. miał bić ich rękoma (pseudonim "Rączka", red.) i łańcuchami obszytymi skórą po kręgosłupie, nerkach, kończynach i po głowie. Miał też próbować wymuszać zeznania wieszając przesłuchiwanych do góry nogami i podduszając ich. Później w latach 1975-1988 w Toruniu był naczelnikiem wydziału paszportów w WUSW.
- Ten proces od samego początku był prowadzony ułomnie - argumentował Ogrodowicz w końcowej mowie w procesie. - W zeznaniach świadków dziesiątki lat od rzekomych wydarzeń fikcja miesza się ze wspomnieniami - mecenas wnioskował o uniewinnienie.
Wyrok w sprawie Henryka W. zapadnie 17 września.
Czytaj e-wydanie »