Pasjonatom historii nie przeszkadza żar lejący się z nieba. Ostrożnie sprawdzają każdy kawałek ziemi. Odpoczywają dopiero wtedy, gdy zaczyna padać rzęsisty deszcz. Są wśród nich dyplomowani archeolodzy, studenci z Torunia i Bydgoszczy oraz wolontariusze.
- To nie pierwsze badania w Górach Starorypińskich - mówi archeolog Jagoda Lewandowska, która kieruje wykopaliskami - Tutejszym grodziskiem wczesnośredniowiecznym zajęto się w latach 60-tych. Niestety, cała ówczesna dokumentacja zaginęła.
Wykopaliska trwają już trzeci sezon z rzędu. - Badamy teren, który najpierw był zamieszkiwany w okresie wczesnego średniowiecza, a w późnym średniowieczu stał się cmentarzyskiem - dodaje Lewandowska.
Morderstwo lub zaraza
Archeolodzy natrafili w Starorypinie na grób masowy. Pochowano w nim trójkę dorosłych osób i dwoje dzieci - wyjaśniają. - Byli grzebani równocześnie, więc albo zmarli w wyniku choroby, czy zarazy, albo zostali zamordowani.
Zmarli nie mieli przy sobie wyposażenia - z wyjątkiem jednej sprzączki do pasa. Od XIII w. istniał bowiem zakaz pochówku z ozdobnymi paciorkami, czy garnkami pełnymi jedzenia. Praktyki pogańskie były przecież tępione.
Ułożenie odnalezionych szkieletów nie jest przypadkowe. W późnym średniowieczu nieboszczyk był chowany według chrześcijańskiej reguły. Zgodnie z nią nogi były skierowane na wschód, zaś głowa na zachód. Wierzono, że w ten sposób zmarli zauważą nadchodzącego Zbawiciela.
Problem z kukurydzą
Nietrudno zauważyć, że groby w Starorypinie znajdują się bardzo płytko od obecnej powierzchni ziemi. Potwierdza to Lewandowska: - Rzeczywiście, kości nie były głęboko zakopane. Pewnie jest ich jeszcze więcej. Mamy problem z rosnącą kukurydzą, która niszczy pochówki. Na szczęście właściciel pola nie stawia żadnych przeszkód w pracach archeologicznych.
Cierpliwość popłaca
Badania potrwają do końca lipca. Archeolodzy i studenci, którzy odbywają praktyki wciąż natrafiają na rozmaite kości zwierzęce, czy ceramikę. Zdarzają się im także interesujące eksponaty. Od ponad dwóch tygodni znaleźli mnóstwo przedmiotów gospodarczych. Mogą pochwalić się pierścieniem z brązu, ażurowym paciorkiem i srebrną monetą, pochodzącą już z XVII w.
Wszystkie znaleziska trafią do Muzeum Ziemi Dobrzyńskiej w Rypinie, które finansuje przedsięwzięcie. Według Andrzeja Szalkowskiego, dyrektora muzeum, efekty pracy badaczy będzie można oglądać na początku przyszłego roku. - Najpierw znaleziska trzeba oczyścić, opisać i poddać konserwacji. Zdarzają się przecież uszkodzenia, czasem coś trzeba zabezpieczyć.
Szalkowski podkreśla, że część z eksponatów jest sporej rangi: - Z pewnością wzbogacą naszą wiedzę o średniowieczu.
Badania archeologiczne ciekawią nie tylko mieszkańców Starorypina. Ludzie rozmawiają między sobą o dotychczasowych odkryciach. - Słyszałem od sąsiada, że nieźle im idzie - rezultaty są. - mówi Janusz Sikora, jeden z rypinian. - Gdybym miał trochę mniej lat na karku, sam chętnie zajrzałbym na te wykopaliska. Przecież niecodziennie można uczestniczyć w odkrywaniu historii.