89-letni mężczyzna źle się poczuł w piątek wieczorem. Miał drgawki, dusił się, okropnie pocił i wymiotował. Miał też bardzo wysoką temperaturę
O fatalnym stanie staruszka Elżbietę Rajkowską, jego córkę poinformowała siostra PCK, która na co dzień się nim zajmuje.
- Przeraziłam się i od razu zadzwoniłam na pogotowie - mówi Elżbieta Rajkowska. - Dyspozytor zapytał o stan ojca oraz do której przychodni należy. Powiedziałam, że do "Jedynki" przy ul. Klasztornej. Tam też mnie odesłał, twierdząc, że to nie sprawa pogotowia.
Przychodnia przy ul. Klasztornej, która prowadzi opiekę całodobową dla swoich pacjentów przyjęła zgłoszenie. Jednak nie działa ona jak pogotowie i chorzy na przyjazd lekarza muszą często czekać kilka godzin.
A Elżbieta Rajkowska czekać nie mogła. Czuła, że z jej ojca z każdą chwilą uchodzi życie. Nie mogła powstrzymać łez, kiedy tata chwycił ją za rękę mówiąc, że przyszedł na niego czas i chce się z nią pożegnać.
- Nie mogłam się z tym pogodzić. Zadzwoniłam jeszcze raz na pogotowie i zanosząc się od płaczu błagałam o przyjazd karetki. Wybłagałam - skarży się córka chorego.
Medycy, którzy pojawili się w domu zbadali mężczyznę i uznawszy, że to zwykła grypa zaaplikowali mu zastrzyk. Polecili też podawać lekarstwa na grypę. Jak się okazało, stan pacjenta po ich wizycie wcale się nie poprawił, ale pogorszył. Drgawki i duszności nie przeszły, mężczyzna zaczął też pluć krwią: - Nie zwlekając ani chwili, kolejny raz zadzwoniłam po karetkę mówiąc, że mój ojciec naprawdę umiera.
Lekarze, którzy przyjechali na sygnale, rozpoznali u niego ostre zapalenie płuc i bez chwili zastanowienia zabrali go do szpitala- twierdzi córka, która nie może pojąć dlaczego musiała błagać o przyjazd karetki.
Tego nie może zrozumieć też Joanna Marcińska- Prytuła, dyrektorka "Jedynki": - Pogotowie ma obowiązek pomóc pacjentowi w nagłym przypadku. Odesłanie go do naszej przychodni było błędem. My co prawda prowadzimy opiekę całodobową, ale nasz zespół odwiedza pacjentów ze zwykłymi wizytami. Kiedy pojawił się u chorego, ten już był w szpitalu.
Andrzej Witkowski, ordynator oddziału ratunkowego, którego poprosiliśmy o komentarz w sprawie, przyznał, że jeśli stan pacjenta wskazuje na zagrożenie życia, pogotowie ma obowiązek do niego przyjechać: - Dotyczy to zarówno pacjentów przychodni z całodobową opieką jak i tych, którzy nie są nią objęci. O wyjeździe karetki każdorazowo decyduje dyspozytor. Sprawdzę czy w tym przypadku popełnił błąd - zapewnia Andrzej Witkowski.