- Czy apteki w naszym regionie są przygotowane do konkurowania z aptekami unijnymi?
- Apteki w całej Polsce nie są przygotowane do konkurencji z unijnymi, ale to wina prawa, a my próbujemy je zmienić. Model popierany przez Naczelną Izbę Aptekarską nie znajduje zwolenników w rządzie i wśród parlamentarzystów. Polacy nie mogą otwierać aptek w krajach unijnych, ale dla aptekarzy stamtąd nie ma żadnych ograniczeń. Czy to jest normalne? Od maja będziemy mieli do czynienia z innym kapitałem i ludźmi lepiej przygotowanymi do tworzenia sieci. A nie mamy prawa, które chroniłoby interes naszych pacjentów i aptekarzy. Nic zatem dziwnego, że także aptekarze obawiają się, że dorobek ich życia ktoś wykupi.
- O jaki model chodzi?
- W interesie pacjenta jest, aby aptekarz był jednocześnie właścicielem apteki. Ma znać swoich pacjentów. Na rynku leków jest kilku wielkich graczy, czyli koncernów farmaceutycznych i hurtowników. Do zdobycia został tylko detal. Już 30 proc. aptek nie jest w rękach aptekarzy. Wiem, że jestem Don Kichotem i stoję na przegranej pozycji. Gdyby jednak struktura sieci wygrała, to pacjent może czuć się zagrożony. Leki tańsze nie będą wprowadzane do obrotu, co jest także zagrożeniem dla resztek polskiego przemysłu farmaceutycznego. Poza tym proszę nie wierzyć w promocje. Gdy zostanie kilku graczy, to jeszcze lepiej podzielą się rynkiem leków. Do dystrybucji trafiać będą tylko niektóre preparaty.
- Pan, jako szef Izby Aptekarskiej ma tylko jedną aptekę?
- Wszystkich to dziwi, ale ja naprawdę mam tylko "Aronię " w Sępólnie. Jestem przekonany, że aptekarz w swojej aptece to najlepszy model. To chyba logiczne, że to, co wyznaję, też praktykuję.
wrobel
