Ojciec usłyszał, co się dzieje i przybiegł do synów najszybciej, jak tylko mógł. Zdążył zapisać numer rejestracyjny. Zdecydował się pojechać za szybko odjeżdżającym autem. Gdy wiedział już, gdzie się zatrzymali, zawiadomił o zdarzeniu policję. - Podałem adresy i numer rejestracyjny auta - opowiada.
Teraz wzburzony tata pokazuje nam miejsce zdarzenia. To niebezpieczne miejsce, za skarpą przy torach kolejowych na Laskowice Pomorskie. Kiedyś był tam most, ale został zniszczony podczas wojny.
Mieszkańcy na co dzień mają do pokonania naturalny tor przeszkód. Muszą zejść z jednej skarpy, przejść przez tory i wejść wąską ścieżką pod górę na drugą skarpę. To tam, od czasu do czasu odbywają się strzelania do puszek (choć nie jest to strzelnica - red.). To tam młodzi ludzi urządzają wyścigi, sprawdzając, kto da radę rozpędzić się autem i zatrzymać w porę, tak by nie wylecieć w powietrze na znajdujące się niżej tory. To tam śmiałkowie skaczą z liny, tak iż motorniczowie z pociągów z daleka dają sygnały ostrzegawcze.
- Ci młodzi ludzie, 19-latkowie, jechali z dużą prędkością autem, a jeden z nich strzelał z wiatrówki nad głowami moich synów - opowiada ojciec. - Zapamiętają to na całe życie.
Gdyby nie nasza interwencja, czerska policja nie podjęłaby śledztwa. Dlaczego? Zdaniem interweniującego policjanta, w zawiadomieniu ojca była tylko mowa, że dzieci widziały mężczyznę z bronią w ręku. I uznał, że ... nie ma mowy, by w sobotę na Podgórnej doszło do popełnienia przestępstwa. Dlaczego? Na wiatrówkę nie potrzeba zezwolenia, a strzelać z niej można przy zachowaniu względów bezpieczeństwa.
- Powiedziałem policjantowi, tak jak pani, że strzelano ponad głowami moich dzieci z jadącego samochodu - opowiada ojciec. - Teraz dowiaduję się, że zdaniem policji ci mężczyźni strzelali tylko do puszek, bez zagrożenia dla nikogo. Przecież nie można celować do puszek z pędzącego samochodu.
Po naszej wczorajszej interwencji czerska policja postanowiła wrócić do sprawy. Zdaniem rzeczniczki chojnickiej policji Renaty Konopelskiej, w pierwszym zawiadomieniu nie było mowy o strzelaniu, ale jedynie o posiadaniu wiatrówki. Zaraz po naszym telefonie policjanci przesłuchali zawiadamiającego jeszcze raz i wszczęli postępowanie. - Nie zależy mi na tym, by dostali dużą karę - mówi rozmówca. - Ale niech to przesłuchanie będzie dla nich nauczką na przyszłość. Interweniuję ze względu na synów.