Studio Pole Dance w Świeciu pęka w szwach [zdjęcia]
Maciej Ciemny
Atmosfera może być kolejnym czynnikiem, który sprawia, że pole dance cieszy się taką popularnością. - Nie można zacząć zajęć, dopóki dziewczyny nie poplotkują sobie kwadrans - śmieją się instruktorki. - Nie było mnie całe wakacje w mieście. Cieszę się, że wróciłam - przyznaje Roksana Sikorska, uczestniczka zajęć. Warto dodać, że nie wpuszcza się mężczyzn.
- Żadna z naszych dziewczyn nie tańczy w nocnym klubie - mówi właścicielka szkoły. - Ale gdyby któraś pracowała, mogłaby ćwiczyć z nami. Pole dance jest dla wszystkich - dodaje Studio tańca na rurze w Świeciu cieszy się dużą popularnością.
Podaj powód zgłoszenia
m
Panie Artu, proszę najpierw rozeznać się w temacie, a potem dodawać opinie.
Prawda jest taka, że "taniec na rurze" (bardzo nie lubię tej polskiej nazwy) pomimo jednoznacznych skojarzeń z klubami typu go-go, jest przynależny do szerokiego wachlarza aktywności fitness. Ja sama zaczęłam uczęszczać na zajęcia żeby popracować nad mięśniami górnych partii ciala, poprawić zmysl równowagi i uchwyt, nie obciążając przy tym zbytnio stawów (problemy ze stawem biodrowym zazwyczaj uniemożliwiają mi większość aktywności fizycznych). Nigdy nie rozważałam występów w nocnych przybytkach. Nigdy też nie nazwę siebie pustakiem, chociaż i na kasie trzeba było w życiu pracować (nie jestem przychylna systemowi edukacji w naszym kraju). W tej chwili zajmuję odpowiedzialne stanowisko w jednej z największych i najbardziej szanowanych w Wielkiej Brytanii firm produkujących żywność. Do wszystkiego w życiu dochodzę dzięki polotowi i ciężkiej (tak fizycznej jak i umyslowej) pracy. Może jak sobie ładnie wyćwiczę tyłek na rurze (co nie jest latwe, jako że niewiele kalorii ten taniec spala podczas treningów), to zanotuję spadek IQ, ale póki co czuję się urażona pańską wypowiedzią. Inną sprawą jest to, że polacy powinni w sport angażować się jak najwięcej, żeby nie skończyć jak otyłe brytyjskie spoleczeństwo. A czy ktoś na rurze tańczy, czy Krakowiaka? Jego sprawa.
Prawda jest taka, że "taniec na rurze" (bardzo nie lubię tej polskiej nazwy) pomimo jednoznacznych skojarzeń z klubami typu go-go, jest przynależny do szerokiego wachlarza aktywności fitness. Ja sama zaczęłam uczęszczać na zajęcia żeby popracować nad mięśniami górnych partii ciala, poprawić zmysl równowagi i uchwyt, nie obciążając przy tym zbytnio stawów (problemy ze stawem biodrowym zazwyczaj uniemożliwiają mi większość aktywności fizycznych). Nigdy nie rozważałam występów w nocnych przybytkach. Nigdy też nie nazwę siebie pustakiem, chociaż i na kasie trzeba było w życiu pracować (nie jestem przychylna systemowi edukacji w naszym kraju). W tej chwili zajmuję odpowiedzialne stanowisko w jednej z największych i najbardziej szanowanych w Wielkiej Brytanii firm produkujących żywność. Do wszystkiego w życiu dochodzę dzięki polotowi i ciężkiej (tak fizycznej jak i umyslowej) pracy. Może jak sobie ładnie wyćwiczę tyłek na rurze (co nie jest latwe, jako że niewiele kalorii ten taniec spala podczas treningów), to zanotuję spadek IQ, ale póki co czuję się urażona pańską wypowiedzią. Inną sprawą jest to, że polacy powinni w sport angażować się jak najwięcej, żeby nie skończyć jak otyłe brytyjskie spoleczeństwo. A czy ktoś na rurze tańczy, czy Krakowiaka? Jego sprawa.
A
społeczeństwa osiągą powoli zaplanowany poziom... ideał młodego człowieka to pracujący na kasie pustak z ładnym tyłkiem wyćwiczonym na rurze... brawo