Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stworzył to ranczo z marzeń i snów

Tekst i fot. MARYLA RZESZUT
Syn twórcy rancza - Karol Kolasiński z koniem Birkutem
Syn twórcy rancza - Karol Kolasiński z koniem Birkutem fot. MARYLA RZESZUT
Przed 12 laty Dariuszowi Kolasińskiemu przyśniło się, że ma prawdziwy, kowbojski saloon. Zlikwidował firmę samochodową i jeszcze tego samego dnia kupił dużą przyczepę na bar.

Ustawił ją przy gospodarstwie w lesie, w Rudniku koło Grudziądza. A obok kilka stolików. Zaczął sprzedawać gorące posiłki i napoje. Liczył zwłaszcza na plażowiczów, jeżdżących w sezonie nad jezioro. Interesu bez ogrodzenia, trzeba było pilnować dzień i noc. Zaczynali wraz z żoną, Zdzisławą, od zera. Niczym pionierzy na Dzikim Zachodzie. Gdyby wiedział, ile to będzie kosztowało siły i pracy, pewnie by się za to nie brał...

Pierwszy kowboj w Grudziądzu

Jednak odważył się tworzyć firmę z marzeń i snów. Już w dzieciństwie był w Grudziądzu pierwszym kowbojem, gdy dostał z USA paczkę z prawdziwym, kowbojskim ubraniem: kamizelkę, pas, spodnie z frędzlami. Który chłopak w dzieciństwie nie fascynował się westernami? Świat Dzikiego Zachodu wciąż w nim żył.

Minęły lata, a on, dorosły mężczyzna, mając rodzinę i dzieci, zaczął tworzyć ranczo... Impulsem był sen, który mu uświadomił, co naprawdę chce w życiu robić.

Jego ojciec, Edmund, prowadził gospodarstwo z końmi w Rudniku przez wiele lat, a w Grudziądzu miał sklep "Bonanza". Pan Dariusz, tak jak ojciec, pracy się nie bał. Dlatego dziś żyje w miasteczku, w którym bywa szeryfem, sędzią, amerykańskim żołnierzem w mundurze konfederatów lub zwykłym kowbojem.

Prawdziwy kaskaderski popis

Teraz ranczo po dziadku i ojcu rozwija syn pana Dariusza, Karol Kolasiński. Oddaje zasługi ojcu: - To tata zaczął budować dla turystów - wspomina - ja, jeszcze chodząc do szkoły, pomagałem rodzicom prowadzić bar. Tata zbudował pierwsze obiekty westernowego miasteczka. Sprowadził pierwsze, egzotyczne zwierzęta: strusia afrykańskiego i wielbłąda. Zoo się rozrosło. Dziś mamy jaka, lamy, strusie emu, daniele, owce rui, muła, osła, kozy i mnóstwo ptaków. Nawet egzotyczne rybki. Przybywało atrakcji do oglądania, ale chcieliśmy zatrzymać turystów na dłużej. Podziwiałem ojca, jak dobrze jeździ konno. Ja z końmi sobie nie radziłem.

Wiedziałem jednak, że na kowbojskim ranczo muszą być pokazy, a w nich bez koni ani rusz. Pięć lat temu wziąłem się za naukę jazdy konnej. Od razu kaskaderskiej.
Do rancza w Rudniku zawitał Jakub Ciemięczołowski spod Bydgoszczy, by uczyć Karola jazdy kaskaderskiej. Później szkolił go Ukrainiec, który kiedyś występował w cyrku, a dziś ma swoją grupę kaskaderską. - Najpierw dawaliśmy jeden, godzinny pokaz dziennie - wspomina Karol Kolasiński - a już od czterech lat, w sezonie występujemy od rana do wieczora, z półgodzinnymi przerwami. Uczyłem się szybko, bo trenowałem niemal bez przerwy.

Odpowiedni nastrój na Main Street

Każdy pokaz musi mieć odpowiednią oprawę. Główna ulica miasteczka, Main Street ma ze 150 metrów. Po obu stronach drewniane budynki: saloon, rodeo, strzelnica "U Big Johna", bank, więzienie, hotel i Saloon "OK Corral". Na wprost - scena country. Po prawej Mexico Hall, sklep, foto studio i muzeum z rekwizytami typowymi dla Dzikiego Zachodu. Kto już ma bilet wstępu do Kansas City, jeśli chce sobie coś kupić, musi... wymienić złotówki na dolary, obowiązujące w miasteczku. Wyda je w barze, sklepie lub wieczorem, podczas night saloon show. - Kurs naszych dolarów stał nawet wyżej, niż prawdziwych - śmieje się Karol.

Gwiazdy Big John i Dziki Mustang

Pośrodku placu jest... szubienica, wodopój dla koni, czasem stoją tu dyby. Idealna scenografia do filmu! - Już jeden tu kręcili - chwali się Karol Kolasiński, znany turystom jako Big John. To on, oraz Dziki Mustang (nie koń, lecz partner z pokazów), są głównymi bohaterami kowbojskich show: jazdy zręcznościowej (zbieranie z ziemi pierścieni szablą, włócznią lub piką), atak na Saracena (podobnie jak w turniejach rycerskich) oraz woltyżerki (jazda z boku konia, pod koniem, zeskoki w pełnym biegu itp).

Wciągają do wspólnej zabawy publiczność. Widzowie oceniają, który jeździec wygrywa konkurs.

Dzieci łapią na lasso drewnianego byczka, rzucają podkową lub drewnianym toporkiem do celu.

Dorośli idą do saloonu, gdzie wieczorem dziewczyny tańczą kankana, czasem po stołach. Zazdrosnym żonom to nie w smak, wtedy mężowie udają, że ich to nie interesuje i patrzą w bok, po ścianach.

Przy stolikach grają w pokera kowboje. Czasem się kłócą, biją, przewracają stoliki, a także pojedynkują. Niektórzy kowboje wchodzą do saloonu razem z końmi (na grudziądzanach to wrażenia specjalnie nie robi, ułani też potrafili wkroczyć z koniem do restauracji).

Uwaga, to jest napad

Żeby gość w tym miasteczku poczuł się naprawdę jak na Dzikim Zachodzie, robi się tu... napady na kołowy pociąg "Kansas City Express". Najlepiej, jak przejeżdża przez las. Zza drzew i krzaków wyskakują kowboje i atakują podróżnych: "kradną" im różne rzeczy: czapki, aparaty fotograficzne, torebki...

Później należy po nie przyjść do biura szeryfa, rozpoznać i odebrać.

- Trzeba wyczuć, komu można coś zabrać, a komu nie - zaznacza Karol - pewnego razu kobieta, której kolega wyrywał torebkę, nie wypuściła jej z rąk, za to porządnie przyłożyła nią w głowę "rabusiowi"...

- Najwięcej energii wkładamy w godzinne, plenerowe przedstawienia znanych wydarzeń z Dzikiego Zachodu, jak atak Meksykanów na miasteczko albo przygody braci Daltonów i Lucky Lucka - przyznaje Karol - W pierwszym wystąpiło 15 osób, a w drugim 25. Zaczynamy od salwy armatniej i hymnu Teksasu. Później akcja toczy się jak w westernie.

Miasteczko zajmuje 3 ha i wciąż się rozwija. W maju do rodzinnego rancza dołączyła Karolina (siostra Karola) z mężem. który zostawił pracę w bmw i dom w RFN, by żyć ze swoimi. Tęsknili do Polski. Siostra Karolina trenuje jazdę konną, a szwagier żonglerkę rewolwerami i posługiwanie się batami. Już latem występował.

Nagroda za pomysł

Miasteczko Westernowe Kansas City otrzymało nagrodę Fundacji Kronnenberga w kategorii "beginners" (początkujący), dla niekonwencjonalnych przedsiębiorców, którzy rozpoczęli działalność przed 1 stycznia 2008 r i nie ukończyli 32 lat. W tym roku rywalizowało 105 firm z całej Polski. Za 10 tys. zł nagrody rozbudują wioskę indiańską. Powstanie do wiosny, tak jak druga ulica z halą Arena Show, a w 2010 r amfiteatr z widownią na 1000 osób.

Na bank zapamiętał ich każdy uczestnik uroczystości rozdania nagród Fundacji Kronnenberga w prestiżowej sali Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie. Wszyscy laureaci jak jeden mąż w najlepszych garniturach i krawatach, a ekipa z Grudziądza - "wparowała" w strojach kowbojskich! Prowadzący galę przez dobrą minutę nie mógł wydobyć głosu, w obawie, czy kowboje nie pomylili sal. Ale oni dokładnie przemyśleli i ten swój występ.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska