Dzisiaj rozpoczął się proces przeciwko Adamowi K., któremu prokuratura zarzuca, że znęcał się fizycznie i psychicznie nad żoną. W akcie oskarżenia pada zarzut, że oskarżony swoją żonę wyzywał, poniżał, ubliżał jej, przytrzymywał za ramiona, potrząsał, szarpał za włosy, a także uderzył pięścią w udo oraz groził pozbawieniem życia.
Jeszcze zanim go odczytano z ust obrońcy padł wniosek o warunkowe umorzenie postępowania. Ale oskarżony zapytany o ten wniosek wyjaśnił, że zgadza się na warunki umorzenia postępowania, bo - jak tłumaczył - ma 11-letniego syna, który jest, jego zdaniem, największą ofiarą tej całej sytuacji, ale do zarzutów się nie przyznaje.
Sędzia Piotr Prażyński zdecydował zatem, że rozpozna sprawę na rozprawie. Wyjaśnił, że z treści oświadczenia oskarżonego wynika, iż nie przyznaje się on do winy, a umorzenia chce jedynie dla „świętego spokoju”.
Po odczytaniu aktu oskarżenia Adam K. zdecydowanie już nie przyznał się do stawianych zarzutów. Pierwszą rozprawę zdominowały jego wyjaśnienia dotyczące przyczyn konfliktów w małżeństwie.
Czy wójt Warlubia pójdzie do więzienia?
A jego zdaniem konflikty nasiliły się, gdy małżeństwo K., rodzice 3 synów, straciło czwarte dziecko. Przyznał jednak, że... - Mamy z żoną skrajnie odmienne charaktery i osobowości. Ja jestem typowym ekstrawertykiem, ona - introwertykiem, ja człowiekiem czynu, działania, ona jest zachowawcza - mówił. Zaznaczał też, że już w czasach narzeczeństwa nie potrafili ze sobą rozmawiać.
Adam K. wielokrotnie podkreślał, że to on w rodzinie musiał podejmować wszystkie decyzje. - A potem niezależnie od tego, co zrobiłem, to zawsze było źle. Z tym było mi ciężko.
- Prowadziłem aktywnie życie pozarodzinne. Dwie firmy, działalność społeczna. Dom, to chciałem, żeby to był taki azyl, gdzie jest spokój. A wracałem do domu i byłem obarczany za wyimaginowane i niewyimaginowane problemy. Czasami nerwy puszczały - przyznał.
Jaki wyrok wydał sąd na Michała L., zarządcę nieruchomości ze Świecia?
Wspominał też o niemalże uzależnieniu jego żony od wspólnoty chrześcijańskiej. - Zdanie sióstr i braci z tej wspólnoty, ale też zdanie teściowej, szwagierki, były ważniejsze niż moje zdanie, czy nasze ustalenia. Nie cieszyła się, nie była dumna z tego, co ja zrobiłem, dopóki wspólnota tego nie zaakceptowała - zeznawał.
Sędzia usłyszał, ze osią konfliktów był stosunek żony do jej biologicznej rodziny. - Z tym sobie nie mogłem poradzić. Mieliśmy trójkę dzieci, normalnie funkcjonujący dom, a potrzeby jej matki były ważniejsze od potrzeb naszej rodziny - twierdził K. - Nie może być tak, że ja wynajmuję kogoś do sprzątania u nas w domu, a żona jedzie myć swojej matce okna. Jestem tak wychowany, że dbam o moją kobietę, ale muszę mieć poczucie, że moja rodzina jest na pierwszym miejscu.
Była też mowa o podważaniu zdania Adama K. w kwestiach wychowania dzieci. - Postanowiłem, że z moim najmłodszym synem, uzdolnionym sportowo, będziemy biegali. Usłyszałem, że to głupi pomysł i że to jest szkodliwe - opowiadał. - I to dla faceta z wysokim poziomem testosteronu jest nie do zniesienia.
I puentował: - Nie zaprzeczam - krzyczałem, przeklinałem, ale na pewno nie było to znęcanie. Przepraszałem i to ja byłem osobą, która pierwsza wyciągała rękę. Jeśli była przemoc, to niecelowa, ze strony mojej żony.
Kolejna rozprawa za miesiąc.
