- Tak - odpowiada krótko podkom. Tomasz Krysiński z KPP w Świeciu. - Wymuszają to procedury. Nawet wtedy, gdy pojawiają się pewne wątpliwości, co do słuszności wezwania - zaznacza. - Patrol musi udać się na miejsce, aby ustalić, co faktycznie się wydarzyło.
W przypadku konfliktu, którego jedną ze stron jest Ludmiła Młynik ze Świecia, zwykle nic się nie dzieje. - To trwa już od roku - skarży się kobieta. - Nie wiedzieć czemu, sąsiadka postanowiła uprzykrzyć mi życie. Regularnie wymyśla preteksty, aby tylko w naszej kamienicy pojawiła się policja i skontrolowała, co dzieje się w moim mieszkaniu - relacjonuje. - Myślę, że liczba interwencji przekroczyła już 70. Zdarzały się dni, gdy policjanci pukali do moich drzwi cztery razy w ciągu dnia. Tylko po to, aby za każdym razem stwierdzić, że nie ma podstaw do podjęcia jakichkolwiek czynności, ponieważ zarzuty okazywały się nieprawdziwe.
Zwykle skargi dotyczyły stosunkowo błahych spraw, takich jak zakłócanie spokoju poprzez np. głośne odtwarzanie muzyki. Choć zdarzały się też zarzuty cięższego kalibru, np. kradzież drewna lub tak zaskakujące, jak obwinianie syna Czytelniczki o to, że oddał mocz na kłódkę od szopy. - Nigdy nic się nie potwierdzało, bo pretensje zawsze były wyssane z palca - zaznacza.
A gdyby coś się stało?
Wydawało się, że problemy się skończą w momencie, gdy świecka komenda skierowała do Sądu Rejonowego w Świeciu wniosek o ukaranie kobiety stojącej ze za bezpodstawnymi interwencjami. Nic się jednak nie zmieniło. Czytelniczka zaczęła pytać wprost, czy w świetle tego dokumentu, policjanci powinni nadal reagować na telefony z pretensjami lokatorki domu przy ul. Grzymisława? - Wniosek niczego nie zmienia, bo za każdym razem chodzi o coś innego - wyjaśnia Krysiński. - Proszę sobie wyobrazić, jakie byłoby oburzenie, gdyby faktycznie coś się stało, a dyżurny zignorowałby telefon tylko dlatego, że ta pani tego dnia dzwoniła już dwa razy.
Sprawa wcale nie jest taka wyjątkowa. Od początku tego roku do sądu skierowano dwa wnioski o ukaranie "prześladowcy". Faktycznie podobnych historii jest więcej. - Statystyki nie obejmują bowiem sytuacji, gdy policjanci sami uznają, że nie było podstaw do wezwania i karzą mandatem osobę zawiadamiającą o rzekomym wykroczeniu bądź przestępstwie - mówi Krysiński.
O sąsiedzkich swarach sporo mógłby powiedzieć prezes ZGM. - Znam ostre konflikty ciągnące się nawet trzy lata - tłumaczy Paweł Bednarski. - Prędzej czy później każdy z nich wygasa. Choć czasami, by tak się stało, któraś ze stron musi zmienić miejsce zamieszkania.
Czytaj e-wydanie »