Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szmak rewizor

Rozmawiał Adam Willma
fot. Lech Kamiński
Rozmowa z ANDRZEJEM SZMAKIEM, dyrektorem Biura Toruńskiego Centrum Miasta.

- Jeśli wziąć pod uwagę fora internetowe, jest pan najbardziej denerwującym urzędnikiem w Toruniu.
- Pewnie dlatego, że cały czas czuję się dziennikarzem w skórze urzędnika. 30 lat pracy w tym zawodzie sprawia, że człowiek specyficznie ustawia się wobec rzeczywistości, tego nie można się pozbyć. Biję się w piersi - czasem może być to denerwujące... Mam jednak silne przekonanie, że na pewnych sprawach po prostu się znam, a to doprowadza tzw. towarzystwo do wściekłości. Mam też odwagę proponowania rozwiązań, które nie zawsze idealnie wpisują się w obowiązujące trendy i wysmakowane teoretyczne koncepcje, zwłaszcza artystyczne. A jak pan zapewne wie, odwaga w urzędach jest na ogół towarem deficytowym.

- Misjonarz w fotelu urzędnika to karkołomne połączenie. Misjonarze ryzykują nagłą i okrutną śmiercią.
- Cóż zrobić, ale powiem nieskromnie: mam poczucie misji w tym co robię. Jestem w wieku, w którym człowiek chciałby coś po sobie pozostawić. Mam gdzie mieszkać, czym jeździć, wystarcza mi na wakacje, dzieci mam mądre, żonę wyrozumiałą, czego więcej mi potrzeba? Teraz zależy mi wyłącznie na tym, żeby coś istotnego, a może tylko ciekawego w tym mieście pozostawić. Mam nadzieję, że jeśli położyć na szali dobre i mniej udane pomysły, to nadal szala przechyla się na moją korzyść i to zdecydowanie.

- Czyta pan o sobie na forach internetowych?
- Od czasu do czasu.

- I mocno się pan denerwuje?
- Ja się denerwowałem redaktorze, kiedy chcieli mnie zastrzelić na Filipinach czy pod Zagrzebiem. Zaglądam, ale nie uczestniczę w internetowych dyskusjach, bo - jak słusznie powiedziała wybitna polska pisarka Dorota Masłowska - to jest dyskusja ludzi z zasłoniętymi twarzami. Ale z drugiej strony cieszę się, że udało mi się zainicjować dyskusję na kilka ważnych tematów. Jednym z nich jest sprawa Krzyżaków. Czy powinno się w jakiś sposób upamiętnić ludzi, którzy założyli i ukształtowali na wiele wieków nasze miasto, których reputacja, wizerunek jak się okazuje ciągle jest be? A tak w ogóle, to nie cierpię takiego przechodzenia przez życie, w którym głównym celem jest nikomu się nie narazić - jak się skacze między kałużami, to czasami trzeba ubrudzić sobie nogawki.

- A propos brudzenia, na Rynku Nowomiejskim dał pan plamę w dosłownym tego słowa znaczeniu. Rdzawą, trudną do wywabienia.
- Instalacja upamiętniająca kręcony w Toruniu film "Prawo i pięść" to zamknięta koncepcja artystyczna. Pokryte nalotem rdzy żeliwo było pomysłem twórców, który może podlegać różnym ocenom, natomiast nie kryję, że reakcje części tzw. środowiska były irytujące, bo sprowadzały się do zwykłego szczucia. Film, w którym zagrała plejada wybitnych aktorów, zasługuje na upamiętnienie, choćby dlatego, że w całości był kręcony w Toruniu. Chcemy zresztą nawiązać do napisanej dla filmu wspaniałej ballady z muzyką Komedy i tekstem Agnieszki Osieckiej i zainaugurować w Toruniu w przyszłym roku, przegląd piosenki i ballady filmowej. To jest pomysł, który można rozwinąć w przestrzeni Rynku Nowomiejskiego, oddalonego ledwie 400 metrów od Rynku Staromiejskiego, a będącego nadal zupełnie innym, na razie ciągle gorszym, światem.

- Mediom udało się wepchnąć pana na ring z profesorem Witoldem Chmielewskim, który zwykle ma inne zdanie niż pan.
- Kocham profesora Chmielewskiego, bo jest ciekawym przeciwnikiem - inteligentnym, wyrafinowanym i diablo złośliwym. Pan profesor robi wiele, żeby mi dopiec, ale zwykle nie uderza poniżej pasa. Próbuje raczej wkomponować mnie w galerię postaci z "Rewizora". Pojawiło się w tym naszym sporze sporo niezwykle barwnych określeń, na czele z "Toruńskim Kredensem" i "duchem śmierci wiszącym nad miastem". Jakież to ekscytujące pole do polemik (śmiech).

- Czym się różni Toruń Szmaka od Torunia Chmielewskiego?
- Profesor ma tendencję do kreowania pomysłów ubranych może w wysokie kanony estetyczne, ale jednak zdecydowanie akademickich. Chciałby nasycić przestrzeń miasta nowoczesnymi formami, na wzór swojej instalacji pt. "Środek świata". Ja zaś uważam, że na obraz miasta w oczach turystów bardzo pozytywnie wpływają aranżacje i pomysły, które oddają stosunek obecnych mieszkańców do jego spuścizny historycznej. Nie zgadzam się też z koncepcją, która zakłada, że nie wolno nam ingerować w historyczną przestrzeń. Stąd pomysły, aby w tę przestrzeń wkomponowywać ceramiczne rzeźby, murale z aniołami i różne takie smoki. W każdym jednak przypadku z konkretnym odniesieniem historycznym, bo nawet smoka przelatującego nad Toruniem odnotowano w sądowych zeznaniach świadków sprzed kilkuset lat.

Podczas prestiżowej konferencji poświęconej małej architekturze w hotelu "Sheraton" w Warszawie na 6 realizacji w sferze małej architektury przedstawianych jako wyjątkowo udane , aż trzy to realizacje z Torunia (pręgierz, aranżacja poświęcona Lengrenowi i ceramiczne konterfekty średniowiecznych mieszczan). Zatem pogląd prof. Chmielewskiego, który zarzuca mi "zagracanie" miasta, średnio się broni.

- Obejmuje pan obowiązki gospodarza Starówki. Czym toruńskie Stare Miasto ma się wyróżniać od innych?
- Ono już się wyróżnia niesłychanie, bo w przeciwieństwie do np. gdańskiego czy warszawskiego jest w całości autentyczne. Oczywiście celem zasadniczym toruńskiego centrum miasta jest ożywienie gospodarcze i budowanie wspólnej tożsamości ludzi zamieszkujących ten obszar, co z różnych powodów łatwe nie będzie.
- Z miesiąca na miesiąc trudniejsze. Niebawem zostanie pan specjalistą od sektora bankowego, bo banki skutecznie zawłaszczają każdy wolny kąt Starego Miasta.
- Barcelona, która jest uznawana za wzór dobrze "poukładanego" miasta, ma w tej materii skuteczne narzędzia prawne. U nas dopiero pojawiła się inicjatywa ustawodawcza ze strony warszawskiego samorządu, która ma pomóc przede wszystkim wprowadzić ład przestrzenny. W Toruniu to ostatni moment, żeby zapanować nad sytuacją, która nieuchronnie prowadzi do obumierania Starówki, jak to się stało w Opolu. A przecież turyści nie przyjeżdżają do martwych miast, chcą widzieć życie pulsujące w starym krajobrazie, a nie przechadzać się między kancelariami, biurami i filiami banków.
- Więc jakim pakietem atrakcji będziemy ich wabić?
- Sprzedawać możemy na razie głównie Starówkę, bo potencjalnie atrakcyjne fortyfikacje pruskie nie są jeszcze odpowiednio przygotowanym produktem turystycznym. Postawiłem kilka lat temu na duże widowiska plenerowe i to się sprawdza. Trzy tysiące osób w fosie zamkowej na inscenizacji "Carmen" Opery Nowa, to już coś. No i oczywiście wszystko co się wiąże z Kopernikiem, Planetarium, Orbitarium.
- No i słynny już wodotrysk zwany też "myjnią" albo "dżakuzi".
- Fontanna jest kontestowana głównie przez wyrafinowanych estetów, których w Toruniu mamy zatrzęsienie. A przecież to efektowne widowisko dla ludzi o różnych gustach, wystarczyło przejść się letnim wieczorem i zobaczyć te tłumy. Niektórzy mawiają - po co nam fontanna za 3 miliony? Wolałby pan wodotrysk za 300 tys. złotych z łabądkiem?
- Wolałbym fontannę za 6 milionów, bo miasto, które chce żyć z turystyki musi ponosić tego rodzaju koszty. Ale mam pretensję, że pan do tej fontanny nie przekonał toruńskich podatników.
- Rzeczywiście, było z fontanną trochę kłopotów. Przede wszystkim okazało się, że nasze oczekiwania przerastają możliwości programu komputerowego, zainstalowanego przez wykonawcę. Na wiosnę software zostanie poprawiony i wówczas pełniej będzie można wykorzystać możliwości urządzenia. Wprowadzimy kolejne utwory, być może na zasadzie konkursu.
- Choćby pan skoczył z wieży ratuszowej dla promocji miasta i tak nie pozbędziemy się łatki "rydzykowa". Przywykł pan?
- Jeszcze jako szef "Nowości" wymyśliłem skok świętego Mikołaja z wieży ratuszowej na spadochronie, więc szlak jest przetarty (śmiech). A z tym "rydzykowem" to radziłbym uważać, bo jak się okaże, że jesteśmy termalnym kurortem na skalę światową, to co?
- Gdy już opróżni pan kiedyś urzędowe biurko, co wpisze pan sobie na listę największych osiągnięć?
- Pewnie renowację tarczy zegarowej na katedrze św. Janów. To jest bardzo wysoko i raczej nie da się jej zniszczyć ani uszkodzić przez najbliższe kilkaset lat. A teraz może mnie pan zapyta o życzenie pośmiertne?
- Z prośbą o zaprojektowanie nagrobka zwróci się pan zapewne do prof. Chmielewskiego?
- Raczej będzie to gustowna urna w kształcie Środka Świata. Ja może niekoniecznie, ale przynajmniej profesor będzie szczęśliwy, że wreszcie udało mu się zrealizować ten projekt.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska