Grabowski, szerzej znany jako Jacek Placek z racji tego, że propaguje Krajnę poprzez pieczenie i pichcenie słodkości, oddał Krajeńskiego Anioła. - Pan starosta go ode mnie nie przyjął, więc zawinąłem go w reklamówkę i zaniosłem do sekretariatu - mówi Jacek Grabowski. - Anioła dostałem za pracę społeczną na rzecz dzieci. Zostałem zwolniony z domu dziecka, a zwalniając mnie, oceniono, że widocznie robię to źle. Uważam więc, że Anioł mi się nie należy. Skoro tak, postanowiłem go oddać.
Grabowski jest jedyną osobą, która zdecydowała się oddać tak zacną nagrodę, przyznawaną m.in. za pracę na rzecz niepełnosprawnych oraz postawę obywatelską i pomoc ubogim. Nie kryje też żalu, że dostał wypowiedzenie. - Otrzymywałem nagrody oraz premie - przypomina. - Pracowałem społecznie oraz po godzinach, a praca w domu dziecka była dla mnie nie tylko pracą zarobkową, ale całym życiem. Wypowiedzenie było dla mnie szokiem. Pani dyrektor nie napisała w nim powodów, więc przy poszukiwaniu pracy jest problem. Pracodawcy pytają mnie: - "Za co został pan zwolniony?" I co mam powiedzieć?
Pan Jacek przyznaje, że radzi sobie i zamierza założyć działalność gospodarczą. - Wychowałem się na gospodarstwie, więc pracę ma we krwi - mówi. - Dużego kopa daje mi mój czteroletni syn. Dzieci zmieniają w życiu perspektywę. Muszę sobie poradzić i sobie poradzę. Czuję jednak żal, że rozstano się ze mną w ten sposób. Postanowiłem oddać Krajeńskiego Anioła, bo czułem ogromny żal, kiedy patrzyłem na nagrodę, którą otrzymałem za pracę na rzecz dzieci i młodzieży.
O komentarz poprosiliśmy dyrektorkę domu dziecka. - Jestem zaszokowana tym, że pan Jacek miesza sprawy społeczne z zawodowymi - mówi Beata Lida. - Nie mam nic przeciwko jego osobie i doceniam pracę na rzecz powiatu. Jako wychowawca się nie sprawdził. Miał prawo odwołania się do sądu pracy, ale tego nie zrobił. Umowę natomiast miał na czas określony i w zwolnieniu, zgodnie z Kodeksem pracy, nie musiałam tego uzasadniać.
Czytaj e-wydanie »