Według lotniczego pogotowia ratunkowego, informacja o tym, że pierwszy szpital nie może przyjąć pacjenta, została przekazana, gdy śmigłowiec wylądował już na szpitalnym lądowisku. Zanim ośmiolatek trafił do drugiej placówki, w której udzielono mu pomocy, minęło kilkanaście minut.
Prokuratura wszczęła już postępowanie w tej sprawie. Wyjaśni, czy czas ten spowodował, że dziecko nie żyje i kto ponosi za to odpowiedzialność.
Bogusław Beck, dyrektor szpitala, który odmówił przyjęcia pacjenta tłumaczy, że w tym dniu ostry dyżur neurochirurgiczny sprawował inny szpital i odesłał dziecko właśnie do tej placówki.
Czytaj e-wydanie »