Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szpital po wiedeńsku

Wysłuchał Adam Lewandowski
- O takiej służbie zdrowia w Polsce można tylko pomarzyć. Ale jesteśmy też w Unii Europejskiej, więc może kiedyś doczekam czasów, że będzie u nas tak, jak u nich? - mówi Andrzej Abramczyk.

     Abramczyk należy do szczęśliwców, którym udało się znaleźć pracę za granicą. - Przeczytałem ogłoszenie w gazecie, napisałem. Szybko odpowiedzieli, że potrzebują specjalisty od automatyki przemysłowej.
     _Wyjechał do Brunn - miasteczka, które jest sypialnią Wiednia. Z centrum stolicy Austrii do fabryki, w której pracował bydgoszczanin, jedzie się niewiele ponad kwadrans. Niestety, w czasie pracy w fabryce Abramczyk miał wypadek. Doznał poważnego złamania przedramienia z przesunięciem kości.
     Bez piżamy i szczoteczki!
     
-
Pogotowie przyjechało w pięć minut - wspomina. - Natychmiast dostałem zastrzyk przeciwbólowy. W karetce martwiłem się, kto mi przywiezie z hotelu piżamę, ręcznik, szczoteczkę i pastę do zębów...
     Szpital z zewnątrz niewiele się różni od naszego w Bydgoszczy czy Inowrocławiu. Wielki. W izbie przyjęć też rwetes, jak u nas. - Tylko tam wszyscy ciągle pytają, czy boli - mówi. - _Tam się po prostu czuje na każdym kroku troskę personelu o pacjenta. Więc "na wejście" - wenflon w żyłę i znowu środek znieczulający. Bo powiedziałem, że jeszcze boli. I - również w izbie przyjęć, a nie na drugim końcu szpitala - rentgen. Szybko i sprawnie. Dopiero potem przyszedł czas na załatwienie formalności.
     W tłumaczeniu na polski
     
Abramczyk zna język niemiecki, ale nie rozumiał szczegółowych określeń medycznych z testu przedoperacyjnego. Po godzinie przynieśli mu trzy strony pytań po polsku. - Powiedziałem o tym w bydgoskim ZUS-ie, kiedy zażądali ode mnie wypisu ze szpitala, przetłumaczonego na polski przez biegłego sądowego - wspomina Abramczyk. - Powiedziałem im: Jesteśmy w Unii, tłumaczcie sobie sami.
     _Operacja trwała cztery godziny. Sądził, że założą mu gips. Kiedy się przebudził, miał tylko przedramię usztywnione temblakiem.
- Leżałem na ortopedii powypadkowej - mówi. - Gipsu tam wcale nie używają. Połączyli mi kości pięcioma śrubami i ranę zamknęli klamrami przypominającymi zszywki tapicerskie. Potem, w Polsce, miałem kłopot ze zdjęciem tych zszywek. Specjalny przyrząd znalazłem dopiero w szpitalu wojskowym w Bydgoszczy.
     Koszule w szafce
     I to nie jedna, a dziesięć. Zamiast piżam. Długie, do kostek, białe w niebieskie krzyżyki. Każdy pacjent ma swą szafkę - słupek, z wypisanym na drzwiach nazwiskiem. W szafce pacjent znajdzie też stertę ręczników, szczoteczki i pastę do zębów, maszynki i piankę do golenia, mydełka. Jest też szlafrok i - zamiast papci - bardzo grube wełniane skarpety.
     -
Odwiedzający chorych nie muszą nic przynosić - opowiada pan Andrzej. - Siostry roznoszą półtoralitrowe butelki z wodą - jak kto woli - niegazowaną lub gazowaną i dbają, by nigdy jej nie brakowało. Na korytarzach są automaty z napojami, a na parterze szpitala do godz. 22 czynny jest barek. Z prasą, papierosami, piwem, winem, droższymi alkoholami.
     
Siostra wiezie na papierosa
     
- Niepalących zgorszy pewnie, że w austriackim szpitalu pacjent może palić - mówi pan Andrzej. - Zakładasz szlafrok, dzwonisz po siostrę, która zawiezie cię do palarni, poczeka i przywiezie cię z powrotem na salę. Rozmawiałem o tym z Austriakami. Uważają, że zakazy nic nie zdziałają. Palacz i tak odpali się w toalecie.
     - Im zależy na tym, by pacjent nie stresował się. Uważają, że spokój leczy. Wystarczy przecież stres spowodowany pobytem w szpitalu. Dlatego m.in. przy każdym łóżku jest telefon na kartę, by chory mógł kontaktować się z najbliższymi. Nie ma tam strażników i zamkniętych drzwi. Można wejść do chorego o każdej porze dnia i nocy. Bez obuwia ochronnego. Do Albańczyka po wypadku rodzina przyszła około północy. Nikt nie zwrócił uwagi, nikomu to nie przeszkadzało.
     **Siostra w 25 sekund
     - Tam na oddziale ortopedii jest dziesięć sal, po pięć łóżek w każdej - mówi Abramczyk
. - Nie wszystkie są zajęte. W czasie mojego pobytu, a byłem tam sześć dni, zajęte były 3-4 łóżka. Przewinęli się przez nie Austriacy, Albańczyk, Turek, no i ja - Polak. Nie ma żadnej różnicy w traktowaniu pacjenta. Lekarzy naliczyłem kilkunastu, przy czym przy wejściu na oddział jest tablica z ich zdjęciami, stopniami naukowymi i funkcjami. Na każdej zmianie pracuje po pięć sióstr. W nocy trzy-cztery. One mają czas dla wszystkich.
     - W sąsiedniej sali leżała starsza kobieta, która miała tę przypadłość, że spała tylko w dzień. Na noc, by nie przeszkadzała innym chorym, wyjeżdżały z jej łóżkiem z sali i stawiały obok swojej dyżurki. Tam karmiły ją, rozmawiały, czytały, czesały, piły z nią kawę, robiły manicure.Traktowały jak swą matkę. Bo tam starszy człowiek naprawdę cieszy się ogromnym szacunkiem. To widać na każdym kroku. W szpitalu również.
     Czas dla pacjentów mają również lekarze. Poranny i popołudniowy obchód nie jest tylko formalnością. Z każdym chorym lekarz rozmawia, pyta, jak się czuje, czy lepiej niż wczoraj, czy boli, bada. Na każdego przeznacza od 5 do 15 minut. Obchód to nie jest - jak u nas - przelot personelu przez salę.
     I siostry są na każde zawołanie. Uśmiechnięte, bez grymasów. Z leżącym obok mnie Austriakiem, którego nazywaliśmy "Bankierem", bo pracował w banku, założyliśmy się, ile czasu zajmie siostrom dotarcie do nas po włączeniu dzwonka. "Bankier" powiedział: pół minuty, ja - dwie minuty. Pierwsza była już po 25 sekundach._
     
Co dzisiaj zjesz?
     Tak pytają przed każdym śniadaniem i kolacją. Do wyboru jest kilkanaście rodzajów pieczywa, kawa, herbata, mleko do płatków, wędlina, ser, dżem, miód, masło. Wszystkiego pod dostatkiem. Bez ograniczeń. Przed obiadem pytają - czy religia pozwala jeść choremu wieprzowinę, czy nie jest wegetarianinem? Do wyboru są zupy. Wszystkie posiłki są bardzo gorące, bo siostry przynoszą je w talerzach - termosach z przykrywką. _- Stolik jest z podnoszonym blatem i można przy nim usiąść na łóżku, jak przy stole. Jeżeli chory nie jest w stanie sam jeść, zawsze pomoże siostra. Przypomina mi się sytuacja z bydgoskiego szpitala, gdy leżałem po operacji i siostra postawiła mi na klatce piersiowej talerz z obiadem i widelcem. Nic nie zjadłem. Na szczęście następnego dnia w porze obiadowej przyszła mnie nakarmić żona.
     **
Ile to kosztuje?
     Ubezpieczony pacjent w szpitalu płaci tylko za wyżywienie.
- Moja operacja kosztowała 2 tys. euro. Za jedzenie przysłali mi rachunek na mój bydgoski adres - Abramczyk pokazuje fakturę. - _48,90 euro. Bo pierwszego dnia pobytu nic nie jadłem, a ostatniego dnia tylko śniadanie za 1,80 euro. Wypisując ze szpitala wręczyli mi "paszport na śruby" - Implantat Ausweis - z rentgenowskim zdjęciem przedramienia i opisem, ile w nim tkwi śrub. To na wypadek przechodzenia przez bramki wykrywające metal na lotniskach, dworcach, w sądach itp.
     Wiem, że służba zdrowia kosztuje i że polski budżet nie pozwala na to, by w naszym szpitalu było tak jak w austriackim. Ale to nie kwestia tylko pieniędzy. Aby chory mógł czuć się jak pacjent, o którego zabiega cały personel, wcale nie są potrzebne pieniądze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska