Ostatnio solidnie u nas napadało. Kto jednak pamięta sławetną zimę stulecia, uśmiecha się pod nosem słysząc, że mamy pogodowy armagedon. Zima stulecia na przełomie 1978 i 1979 roku, była prawdziwym atakiem. I nie chodzi o opóźnienia w kursach autobusów czy śliskie chodniki - ówczesna aura dosłownie sparaliżowała Polskę.
Do uwalniania aut spod śniegu, potrzebna była armia. Zamarzał węgiel. Popękały szyny kolejowe i rury. Były problemy z dostawami prądu. Kursy autobusów? Gehenna. PKS-y (jak i pociągi) miały potworne opóźnienia (o ile w ogóle były w stanie ruszyć). Ba, na jednym z dworców, rozwścieczenie pasażerowie... wybili szyby w pojeździe.
O tym, co działo się na ulicach, świadczy choćby fakt, że na drogi i ulice wyjechały czołgi - gąsienicami zrywały zbity śnieg.
- Żeby dojść do obory i chlewu, poruszaliśmy się specjalnymi tunelami. Pamiętam, że tata - w pocie czoła - wykopywał je w śniegu - wspomina pani Anna, mieszkanka kujawsko-pomorskich Bobrownik.
Wyjątkowo sroga była również aura na przełomie 1928/1929. Miały paść wówczas nieoficjalne rekordy - np. minus 48 stopni Celsjusza w Kąclowej koło Grybowa.
