Bożena K. wjechała 8 maja ubr. tramwajem linii nr 3 w jedenaście stojących przed skrzyżowaniem przy ul. Jagiellońskiej samochodów. Poszkodowanych zostało 9 osób, jedna ciężko - doznała urazu kręgosłupa. Prokuratura zarzuciła motorniczej spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym, za co grozi do 8 lat więzienia.
Tymczasem "Pomorska" dowiedziała się, że Bożena K. we wrześniu 2006 roku także uczestniczyła w wypadku. O godzinie 5.19 potrąciła (także jadąc "trójką") pieszą - Marię Ż. przy pętli tramwajowej na ulicy Nakielskiej.
- Na miejsce nawet nie wezwano policji, chociaż żona była ranna, miała m.in. rozbitą głowę i potłuczenia. Zabrała ją karetka, ale policję poinformowano o tym dopiero po zdarzeniu - mówi mąż kobiety.
Sprawa trafiła do sądu grodzkiego. Po krótkiej rozprawie obwiniono, na podstawie zeznań motorniczej, pieszą. Pani Maria, nie dość, że odczuwała jeszcze skutki wypadku, musiała zapłacić 100 złotych za nieostrożność.
Ale sprawa na tym się nie zakończyła, wszystko dzięki dociekliwości męża poszkodowanej.
- Sprawdziłem dokładnie - ostatni przystanek był w tym czasie tak zbudowany, że nie mogły na niego wjeżdżać od razu dwa tramwaje. Jeden stał na pętli, a drugi czekał aż tamten odjedzie. Odwołaliśmy się od wyroku - mówi mieszkaniec Wilczaka.
Do sprawy powołano biegłego, który w swojej opinii napisał m.in., że "w analizowanym przypadku przebieg kolizji można ustalić jedynie na podstawie osobowego materiału dowodowego, gdyż akta sprawy nie zawierają dowodów rzeczowych - śladów kolizji", a później dodał, że "na motorniczej tramwaju, zgodnie z przepisami, ciążył obowiązek powolnej jazdy i ustąpienia pierwszeństwa pieszemu, znajdującemu się na chodniku".
Marię Ż. uniewinniono, ale w dopiero w październiku 2007 roku, co oznacza, że winę za wypadek (kolizję) poniosła motornicza. Mimo to Bożena K. nie poniosła żadnych konsekwencji służbowych. Jeśli odsunięto by ją od prowadzenia tramwajów, nie doszłoby do wypadku przy Jagiellońskiej. Zapytaliśmy o to w ubiegłym tygodniu Pawła Czyrnego, prezesa Miejskich Zakładów Komunikacyjnych w Bydgoszczy. Odpowiedź przyszła w poniedziałek.
- Pani Bożena K. po wypadku w 2006 roku nie poniosła żadnych konsekwencji służbowych, bo zgodnie z art. 109 Kodeksu Pracy, ukaranie pracownika możliwe jest jedynie przed upływem 3 miesięcy od daty zdarzenia - poinformował szef MZK.
Jak się dowiedzieliśmy, motornicza nadal pracuje w MZK, lecz po wypadku z ubiegłego roku została przeniesiona na do dyżurki.
- Ta prewencyjna decyzja obecnego zarządu MZK została podjęta mimo, że wymieniona posiada ważne do 30 kwietnia 2010 roku pozwolenie na prowadzenie tramwaju i formalnie może nadal wykonywać zawód motorniczego - dodaje Paweł Czyrny.
Pracownicy MZK, prowadzący pojazdy liniowe ponoszą odpowiedzialność finansową i dyscyplinarną, przewidzianą w Układzie Zbiorowym Pracy i w Regulaminie Pracy. Dotyczy to sytuacji zawinionego spowodowania wypadku drogowego.