Jeszcze na początku lipca br. zarówno syndyk Zachemu, jak i władze miasta twierdzili, że wodociąg w Łegnowie znajduje się w ewidencji środków trwałych syndyka. Ratusz był nawet tak mocno o tym przekonany, że kiedy mieszkańcy osiedla znaleźli list byłego dyrektora Zachemu, w którym stwierdza co innego, to pismo z góry uznano za fałszerstwo.
Czytaj: tary wodociąg Zachemu ma 45 lat. Jest ruiną
Niespodziewany zwrot
- Już tamto oskarżenie nas zabolało, ale kilka dni później już trafił nas szlag - przyznaje Stanisław Garstka, przewodniczący Rady Osiedla Łęgnowo-Wieś. - Dostaliśmy bowiem pismo od syndyka, w którym ostatecznie stwierdza, że wodociąg nie należał do upadłego zakładu, więc on nie ma z nim nic wspólnego - twierdzi społecznik.
Dodajmy, że osieroconym wodociągiem płynie do ponad 170 domów w Łęgnowie. Do tego mieszkańcy nic za nią nie płacą. Woda jest bowiem rekompensatą za skażenie ziemi, jakie kilkadziesiąt lat temu zafundował im Zachem.
Tymczasem syndyk zakładu zapowiedział, że z końcem sierpnia br. przerywa dostawy, a w sprawie dostaw wody odsyła wszystkich do MWiKu. Miejska spółka oczywiście gwarantuje mieszkańcom podłączenie do swojej sieci, jednak każe już sobie płacić zarówno za wodę, jak i za montaż przyłączy.
- Tylko po co? - pytają mieszkańcy, których zdaniem wodociąg należy do MWiK, a do tego ma połączenie z miejską siecią.
Grażyna Ciemniak, która jako zastępca prezydenta Bydgoszczy nadzoruje miejskie wodociągi, nie ukrywa zdziwienia stanowiskiem syndyka. Zapowiada też kontrolę archiwalnej dokumentacji MWiKu, choć twierdzi, że z jej informacji sporna infrastruktura nigdy nie należała do miasta.
Chcieliśmy poprosić o komentarz także rzecznika wodociągów, ale nie znalazł dla nas czasu.
Czytaj: Syndyk umywa ręce. Mieszkańcy Łęgnowa wciąż bez perspektyw na dostawy wody!
Łęgnowo nie chce już Grażyny Ciemniak
W tej sytuacji nastroje mieszkańców Łęgnowa zradykalizowały się jeszcze bardziej. Powszechnie już twierdzą, że władze miasta głośno deklarują im pomoc, ale nic w tym kierunku nie robią.
- Jesteśmy przekonani, że wręcz utrudniają nam walkę o wodę - twierdzi Garstka. - Jak? Przede wszystkim ratusz nie chce przekazać ostatnich wyników badań skażenia z maja 2014 r. Zmusza nas też do płacenia za podłączenie do innej sieci i za wodę, choć należy nam się ona za darmo. A do tego jeszcze MWiK przedstawił nam zawyżony kosztorys przyłączy, w którym uwzględniono materiały i roboty poza terenem naszych działek. Dlatego najprawdopodobniej złożymy wniosek do prezydenta Bydgoszczy o odsunięcie pani Grażyny Ciemniak od naszej sprawy - zapowiada przedstawiciel mieszkańców.
- Nikt chyba nie zaangażował się bardziej w sprawę upadku Zachemu, jak ja. Nie mam sobie nic do zarzucenia, a mieszkańcy powinni kierować swoje pretensje pod adresem właściciela zakładu. To on jest autorem wniosku o jego upadłość, a nie miasto - stanowczo odpowiada na te zarzuty Grażyna Ciemniak.
Czytaj e-wydanie »