Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomek płonął jak pochodnia, cudem przeżył. Teraz potrzebuje pomocy

Sławomir Bromboszcz
Sławomir Bromboszcz
Sławomir Bromboszcz
Tomek Wojewodzic z Sułkowic-Bolęcina czuje się już dobrze. Jeździ na rowerze, chodzi do szkoły. Jednak jeszcze kilka miesięcy temu lekarze toczyli walkę o jego życie.

- Mówią: to cud, że przeżyłeś. Moja twarz, plecy, klatka piersiowa oraz ręce i nogi były jedną wielką raną - wspomina chłopak. W sumie poparzeniu uległo 80 proc. jego ciała.

Do tragicznego wypadku doszło 13 lutego br. Rodzice dopiero co kupili nowy biokominek (na specjalne paliwo). Tomek uwielbia majsterkowanie, dlatego każda nowa rzecz w domu wzbudza jego zainteresowanie. Nie inaczej było w tym przypadku.

Wieczorem ok. godz. 18 chłopiec po kąpieli postanowił przetestować nowy nabytek. Będąc w samych slipach wziął butelkę z podpałką i zaczął rozpalać w kominku. Butelka zajęła się ogniem i eksplodowała mu w rękach. Łatwopalna ciecz rozlała się po całym jego ciele. Tomek stanął w ogniu jak pochodnia. Rodzice byli w innym pomieszczeniu. Dopiero dramatyczne krzyki syna zaalarmowały ich o wypadku. Udało im się zdusić ogień na jego ciele i zadzwonili na pogotowie. Tego dnia pogoda była zła, dlatego helikopter nie mógł wylądować. Po poparzonego chłopca przyjechała karetka.

- To oczekiwanie było straszne - wspomina Małgorzata, mama Tomka. W końcu do wsi dotarł ambulans, który zawiózł go do szpitala w Oświęcimiu. Stamtąd został przetransportowany do szpitala w krakowskim Prokocimiu.

Przez cztery tygodnie utrzymywano go w śpiączce farmakologicznej. Trwała walka o życie chłopca. Na bloku operacyjnym spędził ponad 100 godzin!

- Cały czas byliśmy przy nim. Modliliśmy się o to, by wrócił do zdrowia - podkreśla drżącym głosem pani Małgorzata.

Tomek to jej jedyne dziecko. Miał mieć siostrzyczkę, jednak dziewczynka zmarła przy porodzie. Nie wyobrażała sobie straty drugiego dziecka.

Operacje były dopiero początkiem długiej drogi do odzyskania zdrowia. Rodzice oraz medycy nie potrafią dokładnie określić, ile dokładnie będzie trwała rehabilitacja. Jedno jest pewne - długo. Cały czas konieczne są maści, lekarstwa, specjalne ubrania uciskowe pomagające narastać przeszczepionej skórze. Ich zakup mocno uszczupla domowy budżet.

Pani Małgorzata musiała zwolnić się z pracy, by móc zaopiekować się synem. Kilka razy dziennie smaruje go maściami i zmienia plastry. Wozi go też na rehabilitację. Miesięcznie to wszystko pochłania 1,5 tys. zł. Jak podkreśla, najgorszy jest brak pomocy ze strony Narodowego Funduszu Zdrowia.

- Kolejki na rehabilitację są bardzo długie. Dzwonimy do różnych szpitali z pytaniem, kiedy można zapisać się do specjalisty, jednak terminy są dopiero na przyszły rok - podkreśla kobieta. Jak dodaje, jej syn pomocy potrzebuje już teraz.

Chłopiec ostatnio zaczął mieć bóle głowy. Rodzice podejrzewają, że to skutek poparzonych rogówek. Nie zamierzają czekać do przyszłego roku, aż przyjmie ich lekarz. Pójdą prywatnie i, podobnie jak za większość wizyt, zapłacą z własnej kieszeni. Z pomocą Tomkowi przyszła fundacja „Promyczek” z Andrychowa. Chłopiec bezpłatnie uczestniczy tam w zajęciach. Mają one pomóc mu w odzyskaniu pełnej sprawności. Obecnie jeszcze nie chodzi prawidłowo.

- Pracujemy z Tomkiem nad właściwą postawą ciała i napięciem mięśniowym, by nie powstawały przykurcze. Ma także masaże blizn - mówi Elżbieta Osowska z „Promyczka”.

Dzięki indywidualnej nauce chłopiec zdołał zaliczyć piątą klasę. Od września rozpoczął kolejny rok nauki w szkole podstawowej w Sułkowicach-Bolęcinie.

Na razie jednak, z uwagi na rany, nie może sam dźwigać ciężkiego plecaka, potrzebuje pomocy. Czasem źle się czuje i musi się zwalniać z niektórych lekcji.

Tomek to niezwykle żywe dziecko, uwielbia jazdę na rowerze, samochody, fotografię oraz majsterkowanie. Wakacje nie były jednak dla niego radosne. Poparzonej skóry nie może wystawiać na promieniowanie słoneczne, dlatego tylko pod wieczór lub w pochmurne dni może bawić się na zewnątrz. Mimo wszystko zapowiada, że jeśli nie będzie zbyt słonecznie, to w niedzielę wystartuje w V Biegu po Serce Zbója spod Złotej Górki.

V Bieg po Serce Zbója

W niedzielę o godz. 12 z Placu Mickiewicza w Andrychowie wystartują biegacze i rowerzyści. Każdy chętny może pokonać trasę po zakupie cegiełki w wysokości 2 zł.

W trakcie imprezy na placu Mickiewicza odbędzie się zbiórka pieniędzy, którą przeprowadzi Fundacja „Promyczek“. Zebrana kwota będzie przekazana na leczenie i rehabilitację Tomka. Wśród uczestników biegu rozlosowane zostaną nagrody. W ubiegłym roku wystartowało 800 osób.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Tomek płonął jak pochodnia, cudem przeżył. Teraz potrzebuje pomocy - Gazeta Krakowska

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska