Do wypadku doszło rok temu. Student UMK spieszył się na tramwaj i przebiegał przez Szosę Bydgoską w Toruniu mimo czerwonego światła na sygnalizatorze przy przejściu dla pieszych. Wpadł prosto pod samochód, którego kierowcą był bydgoszczanin. Zginął na miejscu.
Toruński sąd uznał, że kierowca jest współwinny wypadku i skazał mężczyznę na 2 lata więzienia w zawieszeniu i trzyletni zakaz prowadzenia pojazdów.
Dlaczego? - Po pierwsze: kierowca nie zastosował się do zasady ograniczonego zaufania na drodze - wyjaśnia sędzia Tomasz Łętowski - Po drugie nie dostosował prędkości nie tylko do obowiązującego znaku, ale również do warunków na drodze - było ciemno i mokro. To, że przepisy pozwalały w tym miejscu na jazdę z prędkością 70 km na godz. nie znaczy, że kierowca musiał właśnie z taką prędkością jechać. Trzecia rzecz - kierowca oddalił się z miejsca wypadku, a to rzecz niedopuszczalna. Wrócił tam po pół godzinie, kiedy przekonał go do tego kuzyn. Wreszcie czwarta okoliczność - oskarżony niedużo wcześniej został pozbawiony prawa jazdy. Zebrał zbyt dużo punktów za zbyt szybką jazdę.
Wyrok budzi kontrowersje - bo rzadko się zdarza, żeby odpowiedzialność za wypadek została w ten sposób podzielona między ofiarę i sprawcę. Czy to wyrok precedensowy? - Nie mam takich obaw - mówi sędzia. - Po pierwsze dlatego, że polskie prawo nie opiera się na precedensach, ale także z tego względu, że nie stworzyła się tu żadna reguła. To po prostu jeden, konkretny przypadek - rzeczywiście ciekawy i rzadko spotykany.
Wyrok nie jest prawomocny, prokuratura złożyła już wniosek o apelację.
Czytaj e-wydanie »