Dziewczyny wyjechały rowerami z Siemonia w środę ok. godz. 15. Po kilku godzinach rodzice nastolatek zaczęli się niepokoić. Poszukiwania na własną rękę nie dały rezultatu, zadzwonili więc po policję. Do akcji ruszyli policjanci z Chełmży i Torunia, strażacy Państwowej i Ochotniczej Straży Pożarnej. Okolice Siemonia przeszukiwały również trzy policyjne psy służbowe.
Przełom nastąpił przed godziną 2 w nocy. Wtedy w słuchawce policyjnego telefonu alarmowego odezwała się jedna z zaginionych. Okazało się, że 12-latki zostały uwięzione w jednej z leśnych ambon myśliwskich. Z rozmowy z nastolatkami wynikało, że zamknęło ich tam dwóch nieznanych im chłopców, którzy przyjechali do lasu skuterem.
Przeczytaj także:Grudziądz. Śledczy umorzyli sprawę śmierci 14-letniej Pauliny
Dziewczyny nie mogły wydostać się z ambony, bo zamek w drzwiach był tak skonstruowany, że nie można było otworzyć go od wewnątrz. Nie zadzwoniły po pomoc wcześniej, bo jednej z nich rozładował się telefon, a drugiej - skończyła się karta. Później przypomniały sobie, że połączenie z numerem 112 jest bezpłatne.
Nastolatki nie były też w stanie powiedzieć policji, gdzie dokładnie znajduje się ambona, w której zostały uwięzione. Udało się tylko ustalić, że jest to w lesie, gdzieś pomiędzy Siemoniem i Głażewem, niedaleko starego szlaku kolejowego.
Policjanci zdecydowali, że wyślą w to miejsce radiowozy z włączonymi syrenami i światłami. - Policjant cały czas rozmawiał przez telefon z zaginionymi, prosząc o nasłuchiwanie dźwięku syreny policyjnej - mówi Artur Rzepka, rzecznik toruńskiej komendy policji. - W ten sposób ustalono, który z radiowozów jest najbliżej 12-latek.
Nastolatki zostały przewiezione do toruńskiego szpitala. Po badaniach wróciły do swoich domów.
Czytaj e-wydanie »