- Jest pani nową szefową stowarzyszenia, na pewno ma pani swoje pomysły na to, jak powinno ono funkcjonować. Co więc się zmieni pod pani rządami?
- Na razie przeglądam dokumentację, poznaję zasady funkcjonowania organizacji. Potrzebuję trochę czasu, żeby to wszystko ogarnąć. Na pewno głównym celem stowarzyszenia pozostanie pomoc dzieciom. Chciałabym godnie przejąć pałeczkę po panu Hołodym i móc mu dorównać. Chcę również zachęcić jeszcze więcej rodzin zastępczych niespokrewnionych do członkostwa w organizacji.
- Pani i mąż również jesteście rodziną zastępczą?
- Tak i chcemy zachęcać do takiego rodzicielstwa własnym przykładem. Tyle wspaniałych dzieciaków czeka w domach dziecka. Sporo z nich nie może być adoptowanych, a mogłyby mieć fajny dom. Razem z mężem chcemy zarażać tą ideą.
- Wam decyzja przyszła łatwo?
- Od dawna wiedzieliśmy, że chcemy mieć rodzinę. Zanim dzieci u nas zamieszkały, przez wiele miesięcy jeździliśmy do domu dziecka. Kładliśmy maluchy spać, kąpaliśmy, spędzaliśmy z nimi dużo czasu. Nie jest przecież tak, że pokocha się obcego człowieka od razu, a litość nie wystarczy, musi być miłość. Dziecku też trzeba dać trochę czasu, żeby nas zaakceptowało, polubiło. Dla nas to była decyzja bardzo świadoma. Chcieliśmy się też upewnić, że podołamy zadaniu.
- Wspominała pani o tym, że dobrze byłoby się zintegrować z innymi rodzinami podczas wspólnych wyjazdów.
- Tak, myślę, że to najlepszy sposób. Sport też jest w porządku, ale nie każdy jest dobry w danej dyscyplinie. A podczas wspólnego wypadu, na przykład na ognisko czy basen, można lepiej się poznać i razem spędzić czas. W okolicy jest dużo ładnych miejsc - Świt, Nogawica. Jeśli w przyszłości udałoby się pojechać gdzieś dalej, to super, ale na razie chciałabym zacząć od krótszych wypadów, żeby lepiej poznać inne rodziny, przede wszystkim dzieci.
- Józef Hołody kierował stowarzyszeniem przez wiele lat. Panią dopiero czeka wydeptywanie ścieżek.
- Zdaję sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Pana Hołodego przez te siedem lat ludzie mieli okazję poznać. Ja będę dopiero musiała powalczyć o zaufanie, o wsparcie finansowe. Nie jestem osobą konfliktową, ale potrafię walczyć o swoje, zwłaszcza jeśli chodzi o dobro dzieci.
- Na czyją pomoc w stowarzyszeniu będzie pani mogła liczyć?
- Panie Małgorzata Filasek i Barbara Brzezińska z zarządu na pewno chętnie pomogą, liczę też na sugestie Krzysztofa Szulczyka. Od dawna stowarzyszenie wspierają też Wiesława Drążkowska - prawniczka, która często udziela nieodpłatnych porad rodzinom, oraz psycholog Renata Gramowska. Wspólnie chcemy zastanowić się nad siedzibą dla stowarzyszenia.
- To od lat bolączka "Dziecka w Rodzinie". Do tej pory spotkania odbywały się u pana Hołodego.
- Staramy się o nową siedzibę. Pan starosta jest do tego przychylnie nastawiony. Marzy mi się, żeby była w dogodnym punkcie, żeby każdy chętny mógł przyjść, zapytać, porozmawiać. Chciałabym móc pomagać nie tylko przez telefon. Dla osób, które zastanawiają się, czy zostać rodziną zastępczą, to nieoceniona pomoc - rozmowa z kimś o żywych, codziennych problemach.