Stanisław Sikorski realizuje swoją życiowa pasję, o której marzył od 40 lat - bartnictwo. Tradycja bartnictwa w Borach Tucholskich jest bogata. To zawód, o którym można znaleźć zapiski już w XIII wieku. W Borach na przełomie XVIII i XIX wieku nastąpiło załamanie tego rodzaju prac, gdy zaczęto sztucznie wytwarzać miód, ale ten od dzikich pszczół jest najbardziej ceniony na świecie i najpyszniejszy. - Czemu teraz nie ma barci? Nie wiem. Czytam różne publikacje - zastanawia się Stanisław Sikorski, bartnik. - Warunki mamy idealne, lasy piękne, odpowiednia wilgotność i mieszane lasy, pszczoły mają dosyć pokarmu.
Skąd pomysł na barcie u organisty i pasjonata starych maszyn? - Jako dziecko zakładałem barcie z wujkami, byli rybakami i bartnikami, a ja im pomagałem, chodziłem z nimi, słuchałem opowieści - relacjonuje Sikorski. - Chodziło mi to po głowie przeszło czterdzieści lat, a po drodze napotykałem różne przeszkody, ale nie poddawałem się.
Pan Stanisław dogadał się w końcu z Nadleśnictwem Tuchola. Bo nie można iść sobie do lasu i robić barcie, trzeba mieć pozwolenie. Barci nie zakłada się też w drzewach, które są pomnikami przyrody i na terenach rezerwatu. Pierwszą barć zrobił 14 kwietnia tego roku, a 12 czerwca zaczął zwabiać rodzinę pszczelą. - Udało się, pojawiły się dwie rodziny pszczele, które oczekiwały przez cztery dni koło barci - opowiada bartnik. - Cieszyłem się jak dziecko. Jedną rodzinę przekazałem koledze z Tucholi, drugą wpuściłem do barci i rój zagospodarował ją, wprowadził królową-matkę. Jest to bardzo żywotny rój, widać, że czują się dobrze.
Pan Stanisław nie zdradzi tajemnicy, w jaki sposób wabi się dzikie pszczoły. Po co to robi? Chce obserwować dzikie roje. Owadzie rodziny same dbają o siebie. Chce zobaczyć jak przezimują i dadzą sobie radę w sosnowej barci. Nie wybiera się im miodu ani nie dokarmia się ich. - To taki eksperyment, nie ingeruję w ich życie, tylko obserwuję - mówi.
Nowoczesną Wieś znajdziesz także na Facebooku - dołącz do nas!
Idealnymi drzewami na barć są sosny, dęby, buki i lipa. Pierwsza barć powstała w sośnie, w tym tygodniu Sikorski zrobił ją w 140-letnim dębie.
- Leśnicy wskazują drzewa, w których mogą być barcie, a ja je wybieram. Musi być odpowiednie usytuowane, odpowiednia wilgotność, odległość od pól i wody. Sporo warunków musi spełniać. Takie drzewo z barcią zostaje wpisane do księgi i do końca pozostaje już barcią. Pszczeli wywiadowca wędruje wszędzie i znajdzie przygotowane dla nich mieszkanie - opowiada pasjonat.
Leśnicy godzą się na barcie, bo to korzystne dla lasu. Pszczoły przecież zapylają, są pracowite i pożyteczne.
Czytaj e-wydanie »