Teren wokół biura poselskiego został skontrolowany przez wynajętego przez Katulskiego eksperta. Fachowiec stwierdził, że pluskwa była - z pomieszczeń służbowych transmitowano obraz i dźwięk.
Jak mówi "Pomorskiej" parlamentarzysta, od jakiegoś czasu miał podejrzenia o wycieku informacji. Treść niektórych poufnych rozmów w biurze była bowiem znana przez osoby postronne. - Bezpośrednią przyczyną zatrudnienia eksperta była informacja o podsłuchu, którą dostałem - zdradza Katulski.
A może to służby?
Zgłosił sprawę tucholskiemu prokuratorowi. I - jak twierdzi - tylko jemu. - Byłem bardzo zdumiony, że sprawa nabrała takiego rozgłosu - mówi.
Być może przyczyniła się do tego reakcja posła Arkadiusza Mularczyka z PiS na wiadomość o inwigilacji Katulskiego. Jako wiceprzewodniczący komisji sprawiedliwości i praw człowieka Mularczyk zgłosił postulat zbadania sprawy przez parlament.
Jego zdaniem jest możliwość, że pluskwę założyły służby specjalne. Dlatego domaga się, by do czasu wyjaśnienia sprawy przez prokuraturę zwołać sejmową komisję sprawiedliwości i praw człowieka oraz sejmową komisję do spraw służb specjalnych. Oczekuje też wyjaśnień od premiera Donalda Tuska i szefów służb specjalnych.
Kto ma fobię
Zdaniem Katulskiego to przesada. - To bzdura, sytuacja absurdalna. Poseł Mularczyk ma chyba jakąś fobię - komentuje dla "Pomorskiej" poseł Platformy. - Nie widzę potrzeby, aby angażować w sprawę służby, komisje czy premiera. To absurd! Sprawa ma wymiar czysto lokalny.
Jak zresztą przyznał już wcześniej, informacje, które mogły zostać podsłuchane, pojawiały się w Tucholi i dotyczyły rozmów z tutejszym środowiskiem.
W podobnym tonie wypowiada się Janusz Zemke, europoseł z kujawsko-pomorskiego, który wcześniej zasiadał w Komisji do Spraw Służb Specjalnych. - Choć jestem w Brukseli, wiem o tej sprawie, bo mam tu polską telewizję. Według mnie przede wszystkim trzeba mieć pewność, że urządzenia były profesjonalne - czyli takie, jakimi posługują się służby lub policja. Dziś prawie każdy może kupić urządzenia do podsłuchiwania, nie jest więc powiedziane, że za tym stoją służby, a nie osoba fizyczna czy firma detektywistyczna - mówi "Pomorskiej" Zemke.