Jolanta Pawelska i Marianna Weilandt, rocznik '65, zawód - sprzedawca, ze wzruszeniem przeglądają pięknie wydany album z historią szkoły. Szukają siebie na starych zdjęciach.
- Czytamy, oglądamy - jednym słowem bierzemy się za odrabianie lekcji, żeby zdążyć przed dzwonkiem! - żartują, siedząc w szkolnych ławkach.
Przygotowania do zjazdu absolwentów w Zespole Szkół Licealnych i Technicznych trwały wiele miesięcy. Trzeba było pozapraszać dawnych uczniów i nauczycieli, przygotować program spotkania, wreszcie - zredagować obszerną monografię.
Na czwarty zjazd zaproszono tych, którzy skończyli szkołę do 2000 r. - Wszystko udało się znakomicie, absolwenci byli zadowoleni i przejęci, chętnie oglądali szkołę, komentowali, co się zmieniło - mówi wicedyrektorka Anna Pęziak-Kuźmowicz. Najliczniej stawili się absolwenci z lat 90.
Metody Lubiński, rocznik '68, zawód - ślusarz, był na spotkaniu jedynym uczniem ze swojej dawnej klasy. Dziś mieszka w Charzykowach, podobnie jak trójka jego kolegów.
- Ale na zjazd nie dali rady przyjechać, chociaż zachęcałem - uśmiecha się. - Miło tu wrócić. Z sentymentem wspominam dawnych nauczycieli, zwłaszcza zawodu, bo zawsze byłem bardziej praktykiem niż teoretykiem. A potem sam pracowałem jako nauczyciel w szkole przy Kościerskiej w Chojnicach.
Kto z kim siedział w szkolnej ławce? Który nauczyciel budził postrach? Co teraz robi kolega z dawnej klasy? - Dziś wszyscy się już rozpoznajemy, ale gdy w 2002 r. spotkaliśmy się pierwszy raz po 42 latach, to dopiero był krzyk i pisk po wyjściu z kościoła! - mówi Marianna Weilandt. - Wtedy dostałam wypis uczniów z dziennika i sama dzwoniłam, żeby namówić na przyjazd.
Pani Marianna pamięta wszystkich dawnych kolegów z klasy, choć przewinęło się ich ok. 50. - Była duża rotacja, bo część osób było spoza Tucholi i na przykład miała kłopoty z dojazdem. Spędzaliśmy dzień w szkole, dzień w pracy, byliśmy więc ciągle zajęci. I jaka była wtedy dyscyplina! - wspomina.
Choć o marketingu jeszcze wówczas nikt nie słyszał, młode ekspedientki były uczone rozmowy z klientem. - Trzeba było grzeczne się przywitać. No i mieć w małym paluszku rachunki, bo wszystko podliczałyśmy w słupkach ołówkiem. Do teraz się nie pomylimy, mamy to we krwi! - śmieje się Jolanta Pawelska. - Pamiętam 30-litrowe baniaki z mlekiem. Sól, cukier, mąka - wszystko było na wagę. Nawet kakao, od którego człowiek nieraz wyglądał jak murzyn. Gdy klient poprosił na przykład trzy ćwierci funta - trzeba było szybko w głowie przeliczać.
Z racji podeszłego wieku na zjazd nie dotarła Henryka Kortas - najstarsza absolwentka szkoły, z rocznika przedwojennego.
Swoją obecność zapowiadała natomiast Barbara Dekowska, która figuruje jako pierwsza w powojennej księdze uczniów. Bardzo jej zależało na spotkaniu, ale plany pokrzyżowała choroba. - Odwiedzimy panią Barbarę w domu - mówi Anna Pęziak-Kuźmowicz.
Zjazd został połączony ze świętowaniem 90-lecia szkolnictwa zawodowego w Tucholi. - Dlatego odbył się po czterech, a nie po pięciu latach od ostatniego - wyjaśnia wicedyrektorka. - Ale kolejny, zgodnie z tradycją, za pięć lat!
Czytaj e-wydanie »