Na podwórzu maszyny rolnicze i przyczepa ze zbożem. Podstawiona pod silos. To jeszcze trzeba będzie zrobić, ale bez pośpiechu, chociaż
spoglądając na niebo
i prognozę pogody w telewizji.
Na razie usiadł w cieniu jesionów i cisów, i planuje co jeszcze. Wprawdzie gospodarzem głównym u Kliniewskich są teraz młodzi - syn Rafał i synowa Aleksandra, ale oni pojechali na kilka godzin do miasta. - Wydać pieniądze - uśmiecha się. - Jest co kupić, jeżeli chcą. Gdy ja gospodarzyłem, a miałem sto świniaków, to pieniądze miałem
w każdej kieszeni.
Tyle, że nie było co kupić. Za meblami kolejka na zeszyt, za telewizorami to samo, o lodówce czy pralce automatycznej nie wspomnę.
Na podwórzu, przy garażu, stoi "Bizon". Zdaniem gospodarza to jedyny jego układ z komunizmem.
- Na owe lata dobry był. A dziś, rolnicy mają maszynę z kabiną klimatyzowaną, dżojstikiem. Pełna Kanada.sobie, w upale, nic mu się nie kurzy, w odświętnym garniturze można by tak.
Ten rok uznaje Wojciech Kliniewski za dobry. Bez dodatkowych określeń. Pszenicę ocenia na dobrze, żyto na dobrze, owies i jęczmień na dostatecznie. Natomiast pogodę - za wyjątkowe zjawisko.
- Pierwsze dni sierpnia,
a my już po żniwach.
I to nie tylko u nas, także inni gospodarze już nic nie mają na polach, wszystko w domu, czyli w stodole, w silosach. Jeszcze ciągnik ze słomą stoi do rozładowania, jeszcze człowiek trochę się spoci. A było tak, że deszcze, niepogoda, dopiero po piętnastym się szło. Nie ma na co narzekać.
Gospodyni, Jadwiga Kliniewska, przynosi czarną kawę. Najlepszy napój na upał. Nawet gdy siedzi się w cieniu jesionów czy cisów.
- Tak - zamyśla się gospodarz. - Do dawnych czasów nie tęsknię. Jest ciężko, bo w rolnictwie jest zawsze ciężka praca. Trzeba ją sobie tylko dobrze zaplanować, wiedzieć co i jak.