Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Uciekaj, jadą po ciebie! - usłyszał w słuchawce. Ale uciec nie zdążył...

Jolanta Zielazna tel. 52 32 83 139 [email protected]
Rok 1945, Siekierki przed forsowaniem Odry. Wincenty Ignatowicz w pierwszym szeregu stojących - czwarty od prawej strony. Zawsze górował wzrostem nad innymi.
Rok 1945, Siekierki przed forsowaniem Odry. Wincenty Ignatowicz w pierwszym szeregu stojących - czwarty od prawej strony. Zawsze górował wzrostem nad innymi. ze zbiorów Marii Wysockiej
Augustyn z Bydgoszczy i Wincenty z Kresów Wschodnich spotkali się w obozie jenieckim. Fotograf uwiecznił grupę na zdjęciu. Pamiętam to zdjęcie - pomyślała Teresa Redelbach. - Mieliśmy je w domu. Tu jest mój tato.

Zdjęcie, które zwróciło jej uwagę, zamieściliśmy pod koniec lutego w "Albumie bydgoskim". Pisaliśmy wówczas o Auguście Kucharskim z Bydgoszczy, który we wrześniu 1939 roku trafił radzieckiej niewoli.

Ojciec pani Teresy, Wincenty Ignatowicz, stoi na zdjęciu tuż obok Augusta! - Wiem, że tato był zmobilizowany w 1939 roku, później wzięty do niewoli, trafił do obozu, gdzie było bardzo ciężko, głód. Wymieniał takie nazwy, jak Mołodeczno, Smoleńsk.

Te same miejscowości wspominał też Kucharski. Okazało się, że pani Teresa z opowiadań ojca wie o wiele więcej.

Zmobilizowany leśnik

Wincenty Ignatowicz był leśnikiem w Studzieńcu. - Powiat i województwo nowogródzkie, ten Nowogródek od Mickiewicza - podkreśla pani Teresa. Objął tę posadę po śmierci swojego ojca, też leśnika.

Zmobilizowany został najprawdopodobniej w sierpniu 1939 r. do 20. Dywizji Piechoty - do 79. Pułku Słonimskiego. To ustalił brat Teresy. Ona to, co wie, zapamiętała ze wspomnień ojca. Gdy wybuchła wojna miała raptem roczek.

Wincenty brał udział w obronie Warszawy, a po kapitulacji stolicy dostał się do niemieckiej niewoli.

Tymczasem Augustyn Kucharski, którego losy opisywaliśmy pod koniec lutego i którego pokazaliśmy na zdjęciu z grupą jeńców, ze swoją jednostką do Warszawy nie doszedł. Szli okrężną drogą z południa, pod Białymstokiem wpadli w ręce Rosjan. Zostali wywiezieni na wschód.

A jednak tych dwóch: Wincenty wzięty do niewoli przez Niemców i Augustyn złapany przez Rosjan, spotkali się w jednym obozie.

Wiadomo, że Niemcy i Rosjanie wymieniali jeńców. Kucharski, pochodzący z Bydgoszczy, czyli z ziem wcielonych do Rzeszy, najprawdopodobniej został przez Rosjan podczas wymiany jeńców przekazany Niemcom. W ten sposób Augustyn później znalazł się w niemieckim stalagu.

Natomiast do radzieckich obozów prawdopodobnie trafili zatrzymani przez Niemców Polacy, pochodzący z terenów zajętych 17 września 1939 r. przez Armię Czerwoną. W takiej sytuacji był Ignatowicz.

Może właśnie w ten sposób, w jednym radzieckim obozie jenieckim (obozie przejściowym?) spotkali się Augustyn Kucharski i Wincenty Ignatowicz? Wtedy zostało zrobione zdjęcie grupy jeńców. A więc przez końcem listopada 1939 r. i nie w Niemczech.

Rosjanie z kolei niskich rangą jeńców wypuszczali. Ignatowicz wrócił do leśniczówki.

Uciekaj, jadą po ciebie

- Tato wrócił do domu pod koniec listopada, najpóźniej na początku grudnia 1939 roku - opowiada pani Teresa. Długo w Studzieńcu nie pomieszkali. - W nocy 10 lutego 1940 r. był telefon: Ignatowicz, uciekaj, jadą po ciebie - opowiada pani Teresa. Ale już nie zdążyli uciec. - Rosjanin, który pilnował, jak się pakujemy był na tyle porządny, że powiedział mamie, by wzięła ciepłą odzież i dużo jedzenia. Nocą, w 40-stopniowym mrozie, wieźli nas furmankami do Baranowicz. Tam załadowali do pociągu.

Wywieźli Wincentego z rodziną, jego bratową z dziećmi, ale babcia została na miejscu! Po trzech tygodniach jazdy wysiedli w Kordonie, niedaleko Wołogdy. Na miejscu zobaczyli stare baraki po zsyłanych tam powstańcach listopadowych, później styczniowych. Teraz ulokowano tam Polaków z Kresów.

Później Rosjanie zgodzili się, by po pracy mężczyźni mogli naciąć desek i wybudować nowe baraki. W nowym był wielki piec, było ciepło. Ale głodno. Teresa wspomina, że ludzie jedli korę, suchą trawę, szczaw był luksusem. Ciągle walczyli z robactwem.

Zesłańcy pracowali przy wyrębie lasu. Wincenty jako leśnik umiał pracę tak zorganizować, że jego grupa wyrabiała normę. Wtedy dostawali chleb.

Walutą o wielkiej sile nabywczej była odzież. Za coś do ubrania można było kupić wszystko.

Z pobytu na Syberii Teresa pamięta niewiele. Gdy ich wywozili miała dwa lata. Codzienność bardziej zna z opowiadań. W głowie zostały jakieś obrazy, niczym kadry z filmu. Gdy pytała później mamę, czy tak było, okazywało się, że tak.

Od Lenino do Berlina

Rok 1945, Siekierki przed forsowaniem Odry. Wincenty Ignatowicz w pierwszym szeregu stojących - czwarty od prawej strony. Zawsze górował wzrostem nad innymi.
(fot. ze zbiorów Marii Wysockiej)

Wincenty do armii Andersa pójść nie mógł, ale gdy później ogłoszono nabór do polskiego wojska, nie miał wyboru. - Pamiętam, jak z mamą odprowadzałyśmy tatę - wspomina pani Teresa.

Z I Armią przeszedł cały szlak - od Lenino do Berlina. Stali na Pradze i bezradnie patrzyli na płonącą Warszawę w sierpniu 1944 r., kilka miesięcy później wyzwalali stolicę, szli na Bydgoszcz. - Ile razy byliśmy na rogu Królowej Jadwigi i Dworcowej, tata zawsze powtarzał, że tu palili ognisko - opowiada Teresa. Dziś stoi tam pawilon, w którym kiedyś mieściła się restauracja Rzepicha.

W Siekierkach forsowali Odrę. Wcześniej zrobili sobie zdjęcie, które publikujemy obok.

Dosłownie dwa dni przed kapitulacją Rzeszy, w Berlinie, na samym środku ulicy, Ignatowicz został poważnie ranny w nogę. Po leczeniu w Berlinie został przekazany do wojskowego szpitala polowego w Bydgoszczy. Przy pl. Wolności, w budynku przedwojennego gimnazjum i liceum klasycznego. Dziś I LO. - Później chodziłam do tej szkoły - wspomina Teresa Redelbach. - Ile razy tata tam przychodził, stawał pod pokojem nauczycielskim, bo w tej sali wówczas leżał.

Na Ukrainę

31 lipca 1945 r. Pierwomajsk, 7-letnia Terenia z mamą Adolfiną w rzeczach przysłanych przez tatę.
(fot. ze zbiorów Marii Wysockiej)

23 sierpnia 1944 roku Adolfinę Ignatowicz z córką Teresą, jej krewnych przesiedlono na Ukrainę, do obwodu odeskiego. Tam było ciepło, ale z kolei nie było czym palić. Tam też sześcioletnia wówczas dziewczynka pierwszy raz jadła jabłka, pomidory. Było mnóstwo arbuzów, ogórków.

Tak jak na Syberii, tak na Ukrainie bieda była z ubraniami. Nie było w czym chodzić. Adolfina napisała o tym mężowi. Ten, jakimś cudem, przysłał im paczkę z odzieżą. Zastrzegł, by się w tym sfotografowały i przysłały mu zdjęcie. Tak zrobiły. Dostały pozwolenia na wyjazd do fotografa w Pierwomajsku.

Do Polski przyjechały w 1946 roku, na Śląsk, do Góry. Adolfina od znajomych dowiedziała się, gdzie jest mąż. Po zakończeniu leczenia w Bydgoszczy objął gospodarstwo we Włókach. Tak wówczas przekazywano sobie wieści: ktoś, gdzieś, kogoś spotkał, przypadkowo zobaczył, sprawdzano, skąd i dokąd szły transporty.

Ignatowicze na wiele lat zamieszkali we Włókach. Teresa do liceum poszła do Bydgoszczy i tu już została. Wincenty zmarł mając 80 lat, a Adolfina - 3 marca tego roku, w wieku 102 lat.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska