Sędziowie, kuratorzy, przedstawiciele urzędów i instytucji samorządowych, prawnicy i naukowcy - wszyscy wczoraj spotkali się w toruńskim Sądzie Okręgowym, by rozpocząć prace nad Centrum Sprawiedliwości Naprawczej. To projekt, który w naszym sądzie chce zrealizować fundacja Court Watch.
Założenie jest proste: chodzi o to, by skazanych za drobne przewinienia przestępców nie skazywać na kary więzienia. Nie nakładać też na nich grzywien - bo wartość wychowawcza takiej kary jest niewielka, skazany zapłaci określoną sumę i na tym się jego resocjalizacja kończy. Alternatywą mają być prace społeczne, czyli kary ograniczenia wolności.
- Chcemy wypracować taki model współpracy, który może doprowadzić do tego, że w Toruniu jak najwięcej osób poszkodowanych otrzyma zadośćuczynienie za swoją krzywdę i równocześnie jak najmniej osób trafi do więzienia, a kary będą sprawiedliwe - wyjaśnia Bartosz Pilitowski, prezes fundacji Court Watch.
Czytaj także: Zerwał niemiecką flagę podczas meczu. Ukarał go sąd
Kara może zmienić życie. Ale musi być mądra
To pierwszy taki projekt w Polsce. Ma pomóc oskarżonym na każdym etapie postępowania karnego - od wizyty w prokuraturze, przez rozprawę sądową aż do odpracowania kary. - Skazani często mają problem z uzależnieniem i spotkanie z wymiarem sprawiedliwości może być momentem, który zmieni trajektorię ich życia - podkreśla Bartosz Pilitowski. - Ale trzeba im tę pomoc zaoferować.
Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że kary ograniczenia wolności (czyli prace społeczne) nakładane są w Polsce dość rzadko. Są sądy, gdzie takie kary stanowią tylko kilka procent wyroków. Ale są też takie, gdzie co druga kara to prace społeczne. Na tym tle Toruń wypada przeciętnie: mniej więcej jedna trzecia orzeczeń to kary ograniczenia wolności.
Dlaczego tak się dzieje? - Przyczyny mogą być różne - przyznaje Jarosław Sobierajski, prezes Sądu Okręgowego w Toruniu. - Może to być np. przekonanie sądu o nieskuteczności takich kar. Moim zdaniem to jedna z najlepszych kar w polskim systemie prawnym. Pozwala przywrócić daną osobę społeczeństwu bez konieczności izolowania w zakładzie karnym, ma walor wychowawczy. Myślę, że większość sędziów jest podobnego zdania, i śmiem twierdzić, że w naszym okręgu liczba takich kar wzrośnie. Ale muszą być partnerzy, którzy zgodzą się na zatrudnienie skazanych.
Jak pracują skazani? - Bardzo dobrze!
W Toruniu już dziś nie jest z tym najgorzej. Od kilkunastu lat skazani mogą odpracować swoje wyroki pod okiem Jana Kwiatkowskiego, specjalisty do spraw prac społeczno-użytecznych w Miejskim Przedsiębiorstwie Oczyszczania, który pracuje ze skazanymi od trzech lat. W tym czasie przez MPO przewinęło się blisko 1,5 tysiąca przestępców.
- Pracują bardzo dobrze - zapewnia Jan Kwiatkowski. - Na początku ustalamy harmonogram prac. Nie narzucam konkretnych godzin, bo skazani mają różne wyroki. To ludzie w różnym wieku, część z nich pracuje, więc karę odrabiają po pracy.
Do MPO trafiają skazani po gimnazjum, z wykształceniem średnim, zawodowym, a nawet wyższym - nie ma reguły. Sprzątają chodniki, parkingi, pomagają przy pracach porządkowych na terenie MPO. - Raz przyszedł do nas chłopak z rodziny lekarzy - wspomina Jan Kwiatkowski. - Miał w domu niemal wszystko, ale chciał popróbować innego życia i wylądował w sądzie.
Zdarza się również, że skazani nie stawiają się w umówionym terminie. Wówczas raport trafia na biurko ich kuratora.
Czytaj e-wydanie »