https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Uszczerbek na wizerunku. Posła Krzysztofa Szczuckiego z PiS zakręt na trampolinie

Adam Willma
Jesienią ubiegłego roku kampania wyborcza Krzysztofa Szczuckiego ruszyła z impetem
Jesienią ubiegłego roku kampania wyborcza Krzysztofa Szczuckiego ruszyła z impetem
Poseł Krzysztof Szczucki (PiS) przebojem wszedł do świata wielkiej polityki. Czy zarzuty, jakie postawili mu audytorzy, unicestwią jego ambicje?

Polityczna kariera 37-letniego Krzysztofa Szczuckiego była błyskotliwa. Położony na uboczu Elbląg, z którego pochodzi, nie wydaje się trampoliną na salony. Nie należy jednak zapominać, że tego okręgu do Senatu wybrany został w 1989 roku Jarosław Kaczyński – trzy lata przed narodzinami Krzysztofa Szczuckiego.

Młody Elblążanin był jednak nie tylko ambitny, ale też bezsprzecznie zdolny. Wybrał najwyżej notowana polską uczelnię, po pięciu latach kończąc studia z wyróżnieniem. Jeszcze w trakcie studiów pracował jako ekspert do spraw legislacji w Biurze Analiz Sejmowych.

W ciągu 4 lat obronił doktorat, dorabiając sobie w międzyczasie jako nauczyciel w liceum. Jego promotorem był prof. Michał Królikowski, wówczas dyrektor Biura Analiz Sejmowych i przez 3 lata wiceminister sprawiedliwości.

Szczucki nie zwalniał tempa. Przez dwa lata pracował w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich, a kolejne trzy – w Kancelarii Prezydenta RP. W 2020 objął fotel prezesa Rządowego Centrum Legislacji. Stanowisko odpowiedzialne, bo przez RCL przechodzą wszystkie projekty zmian prawnych, które powstają w instytucjach rządowych. Ale z drugiej strony – nie jest to stanowisko medialne, które pozwoliłoby zdobyć medialną popularność na miarę poselskiego mandatu.

Jednak akcje Krzysztofa Szczuckiego rosną. Uchodzi za człowieka cenionego przez Jarosława Kaczyńskiego. Inteligencją i kulturą osobistą zdecydowanie wyróżnia się nie nie tylko pośród polityków rodzimej partii.

Nic dziwnego, że prezes widzi go wśród przyszłych posłów. Jest tylko jeden problem – wolne miejsce znajduje się akurat w okręgu toruńskim, a więc młody prawnik musi zaskarbić sobie poparcie w okręgu toruńskim, z którym nic go nie łączy.

„Spadochroniarze” polityczni nigdzie nie mają łatwego życia, ale bez przesady – wcześniej pewne mandaty z okręgu toruńskiego brali „spadochroniarze” z Platformy, a przykład Przemysława Wiplera z Konfederacji pokazuje, że również po prawej stronie jest to możliwe.

Młody polityk PiS nie miał rozpoznawalnego nazwiska, ale swoją misję potraktował poważnie. W roku wyborczym pojawiał się w Toruniu z taką częstotliwością, że stało się to nawet tematem żartów wśród dziennikarzy. Trzeba jednak oddać mu, że „wgryzał się” w toruńską rzeczywistość z pasją szkolnego prymusa. Tu jego pozycja polityka z otoczenia prezesa okazywała się sporym atutem, ponieważ Szczucki mógł pojawiać się w mieście jako herold dobrych wiadomości.

- Samorządy miały oczywiście z PiS na pieńku, ale Szczucki był człowiekiem, z którym dało się normalnie rozmawiać ponad partyjnymi układami – przyznaje toruński samorządowiec (prosi o nieujawnianie nazwiska). Trochę tak, jak wcześniej z Anną Sobecką, która była postrzegana jako „beton z Radia Maryja”, ale w kwestii interesów Torunia zawsze można było na nią liczyć. W ubiegłym roku, kiedy przegrana PiS wcale nie była oczywista, Szczucki sprawiał wrażenie człowieka, który może użyć swoich wpływów dla dobra regionu. Do tego, trzeba to przyznać, jest to człowiek, który na tle innych polityków wyróżnia się kindersztubą. Również w kwestii języka, zawsze stroni od ostrej konfrontacji.

To nie znaczy jednak, że Krzysztof Szczucki dystansował się od partyjnej narracji, na co wielokrotnie pozwalał sobie Jan Krzysztof Ardanowski. Ale Ardanowski miał już mocna pozycję w regionie, podczas gdy Szczucki stawiał pierwsze kroki. Trzeba jednak przyznać Krzysztofowi Szczuckiemu, że pozwalał sobie na pewne odstępstwa od partyjnej dyscypliny. Podczas gdy – po rozpadzie egzotycznej koalicji w toruńskiej radzie (PO-PiS-blok Michała Zaleskiego), PiS na dobre i złe stał murem za prezydentem Zaleskim, Szczucki potrafił krytycznie odnieść się np. do zaniedbań w sprawie badań archeologicznych podczas prac na bulwarze i poparł wniosek o przeprowadzenie badań.

Jesienią ubiegłego roku kampania wyborcza Krzysztofa Szczuckiego ruszyła z impetem. Oprócz bannerów i plakatów, Szczucki przywoził podarki i hojne obietnice. Wywalczył m.in. wsparcie dla borykającej się z problemami finansowymi Fundacji Generał Zawackiej. W roli przedwyborczego świętego Mikołaja, zaczął jednak zatracać dotychczasowy umiar. Podczas konferencji prasowej przedstawił (wspartą przez ministerstwo kultury) koncepcję budowy w Toruniu muzeum poświęconego Zawackiej. Nie był jednak w stanie dokładnie wyjaśnić koncepcji inwestycji za 100 mln zł. W mediach pojawiły się drwiące komentarze na temat wyborczych chorągiewek Szczuckiego, jakimi otoczono pomnik sławnej cichociemnej.

Aktywność przełożyła się jednak na głosy. Nie bez znaczenia był oczywiście bonus w postaci pierwszego miejsca na liście, co nie zmienia faktu, że wynik spadochroniarza, a w dodatku sejmowego debiutanta był rzeczywiście niezły. 34 tys. głosów pozwoliły mu zdystansować takich sejmowych „wyjadaczy”, jak Joanna Borowiak, Zbigniew Girzyński czy Anna Gembicka. I choć daleko mu było do wyniku Arkadiusza Myrchy (64,4 tys.) z KO, to uzyskał niemal dwukrotnie więcej głosów niż druga na liście Koalicji Iwona Hartwich.

Swoją pozycję Szczucki potwierdził dobrym wynikiem w wyborach do Parlamentu Europejskiego (45 tys.). Startując z drugiego miejsca uzyskał niewiele gorszy rezultat od lidera listy Kosmy Złotowskiego.

Jednocześnie z impetem rozpoczął pracę w Sejmie, zasypując ministerstwa interpelacjami.

Czarne chmury pojawiły się wokół nowo wybranego posła w maju, kiedy Donald Tusk ogłosił, że były szef RCL zatrudnił sześć osób, które nie świadczyły żadnej pracy, a jedynie były zaangażowane w jego kampanię wyborczą do Sejmu. Za kilka miesięcy pracy miały – według Tuska - zainkasować 900 tys. zł: "Do tego dodatkowo 120 tys. na gadżety wyborcze i eventy (...) Była kampania reklamowa i różne eventy, które promowały legislację, tak to się nazywało. Wszystkie miały miejsce w okręgu wyborczym pana Szczuckiego".

Szczucki stwierdził kategorycznie, że zarzuty są nieprawdziwe: „I to w każdym aspekcie. Nie jest prawdą, że moi pracownicy nie pracowali, że tyle kosztowali, że były zamawiane jakieś gadżety. Rozważam zawiadomienie do prokuratury w sprawie fałszywego oskarżenia”.

W czerwcu do Rządowego Centrum Legislacji wkroczyło CBA. Funkcjonariusze zabezpieczyli dokumenty na okoliczność prowadzonego postępowania. Według szefa KPRM, Jana Grabca, mają one potwierdzać, że 1,2 mln zł publicznych pieniędzy przeznaczone zostało na kampanię wyborczą byłego prezesa RCL.

Podczas audytu wewnętrznego, jaki został przeprowadzony w RCL przeanalizowano rejestr wejść i wyjść wspomnianej grupy pracowników, a także liczbę logowań (na okoliczność pracy zdalnej). Z opublikowanych danych wynika, że w pracy pojawiali się znacznie rzadziej niż powinni.

Autorzy audytu zwrócili uwagę na decyzję o wyodrębnieniu Wydziału Edukacji i Komunikacji przez prezesa: „Nie przyniosła zamierzonych rezultatów, bowiem zarządzanie pracownikami WEK bezpośrednio przez Prezesa RCL, tj. wskazywanie im zadań do realizacji związanych m.in. z wystąpieniami Prezesa RCL, jego wyjazdami i dodatkowym zaangażowaniem jako Pełnomocnika Prezesa Rady Ministrów, uniemożliwiło Dyrektorowi DPUE delegowanie służbowych zadań na podległych pracowników – co w konsekwencji zaburzało sferę zarządczą departamentu”.

Według Dyrektora DPUE polecenia Prezesa RCL dotyczące wskazywania konkretnego miejsca organizacji konferencji nie miały charakteru merytorycznego. Chodziło o konferencje organizowane w województwie kujawsko-pomorskim w pierwszej połowie 2023.

Aktywność Krzysztofa Szczuckiego w naszym regionie jest zresztą motywem przewodnim audytu. Na przykład: w 2023 – wszystkie wykłady dla szkół wyższych oraz średnich zostały zorganizowane w jednym województwie (kujawsko-pomorskie) - w szkołach średnich na terenie Torunia.

W tym samym roku prezes RCL odbył 16 delegacji krajowych. Wszystkie one miały miejsce w pierwszej połowie 2023. Celem 13 z nich było Kujawsko-Pomorskie. Co ciekawe, średnie koszty podróży służbowych krajowych w latach 2016–2020 wyniosły 778,75 zł rocznie. Tymczasem w roku 2023 - 46 tys. zł.

Jako „symbol możliwego uszczerbku na wizerunku instytucji” audytorzy uznali zatrudnienie w niej działacza środowiska młodzieżowego Prawa i Sprawiedliwości z okręgu toruńskiego – studenta Akademii Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu w trybie dziennym. W pierwszym dniu rozpoczęcia pracy złożył wniosek do Prezesa RCL o wyrażenie zgody na świadczenie pracy w formie telepracy, jako uzasadnienie podając, iż studiuje w trybie dziennym w Toruniu (…), tak jakby w procesie rekrutacji w RCL zupełnie zapomniano, iż siedziba RCL mieści się w Warszawie”.

W audycie odnotowano również, że zakupione za 120 tys. zł materiały promocyjne (broszury, notesy, długopisy, krówki itp.) przeznaczone zostały na działalności prowadzoną w województwie kujawsko-pomorskim.

Poseł Szczucki określił audyt jako „materiał noszący znamiona agitacji wyborczej”. Stwierdził, że znalazły się w nim „różne określenia ocenne, różnego rodzaju manipulacje”.

Poprosiliśmy posła o rozmowę na temat szczegółowych zarzutów zawartych w dokumencie, okazało się jednak, że będzie uchwytny dopiero w przyszłym tygodniu. Do sprawy zatem wrócimy niebawem, przedstawiając szerzej stanowisko parlamentarzysty.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Uroczystości w Gnieźnie. Hołd dla pierwszych królów Polski

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska