Nie ma też regularnych badań kontrolnych kierowców. A przecież każda schorowana, czy zażywająca leki osoba, która na dodatek wyjeżdża na drogi "od niedzieli", może spowodować wypadek.
Kierowcy bywają różni, lepsi i gorsi. Są też ci, zwani "kapelusznikami". To zazwyczaj starsi ludzie, wsiadający za kółko bardzo rzadko, od święta. Nieprzewidywalni.
- Mało brakowało, a wjechałby we mnie, mimo że to ja miałem pierwszeństwo - mówi zdenerwowany pan Robert, kierowca. - Już miałem porządnie go zbesztać, ale gdy wysiadł ze swojego auta, okazało się, że ma jakieś 80 lat. I na dodatek niezbyt sprawną prawą rękę.
Na drogach pojawia się też inna, groźna grupa kierowców. To osoby, które podczas badań lekarskich zataiły swoje choroby i fakt, że zażywają leki upośledzające koncentrację, na przykład leki uspokajające.
Niektórzy bydgoszczanie z pełną świadomością decydują się na jazdę po zażyciu takich leków.
- Biorę tabletki i jeżdżę. Ale nie czuję się po nich źle, dlatego siadam za kółko. Nie przeszkadzają mi - twierdzi pani Magdalena.
Jak przyznaje Anetta Cieślak, kierownik poradni medycyny pracy w Bydgoszczy, istnieje wiele schorzeń, które absolutnie wykluczają prowadzenie samochodu.
- Bywają też takie, których nie da się wykryć. Chyba że pacjent sam się do nich przyzna - mówi Cieślak. - To niektóre postacie padaczki, gdzie ataki zdarzają się nagle, a chory, który prowadziłby w tym momencie samochód, może stać się bardzo niebezpieczny.
Do bydgoskiej poradni medycyny pracy przychodzi wiele osób, często z poważnymi schorzeniami. Niektórzy też niedowidzą, niedosłyszą, cierpią na demencję, ale w ich mniemaniu, są nadal doskonałymi kierowcami, bo przecież jeżdżą już ponad pięćdziesiąt lat i mają doświadczenie. I temu zaprzeczyć nie można, tylko czy choroba nie przeszkodzi im zachować bezpieczeństwo na drodze?