Jedna - „Karmnik” na terenie kampusu Wyższej Szkoły Gospodarki przy Królowej Jadwigi 14 - funkcjonuje już czwarty miesiąc. Druga - „Wspólna Spiżarnia” przy Gdańskiej 79 - kilka tygodni. Dwie bydgoskie jadłodzielnie powstały, by pomagać, ale także rozpowszechniać ideę foodsharingu, czyli dzielenia się jedzeniem z tymi, którzy go nie mają. Przedstawicieli obu zapytaliśmy, jak oceniają pierwsze chwile działalności, z jakimi problemami się spotykają i czy bydgoszczanie już przyzwyczaili się do myśli, że niepotrzebnego jedzenia się nie wyrzuca.
>> Najświeższe informacje z regionu, zdjęcia, wideo tylko na www.pomorska.pl <<
- Na razie wszystko odbywa się bez większych problemów - mówi Sabina Stankiewicz z WSG. - Mieliśmy tylko jedną nieprzyjemną sytuację. Niedawno ktoś przywiózł do nas pięć kartonów słoików z gotowymi posiłkami. Niedługo później w jadłodzielni zjawiła się osoba, która na wózek zaczęła pakować te kartony. Musieliśmy interweniować i prosić, by zostawiła też coś dla innych. Później okazało się, że prawdopodobnie chciała je dalej sprzedać. Na szczęście to jak na razie jedyny taki przypadek.
Przypadek, który również zdarzył się w drugiej jadłodzielni, tej przy Gdańskiej. - Spotkaliśmy się z czymś takim - mówi Bartosz Mikołajczyk ze „Wspólnej Spiżarni”. - Ale to nie jest częste. Natomiast warto zauważyć, że zapotrzebowanie na jedzenie jest duże, nawet bardzo, a osób, które decydują się je do nas przynieść - choć jest ich wiele - jest mniej niż tych, które po nie przychodzą. Staramy się jednak jak najbardziej rozpowszechniać informacje na temat jadłodzielni. Dyżurujemy na miejscu, tłumaczymy, na czym polega cała idea, co można przynosić, a czego nie itd. Wierzę, że będzie coraz lepiej. W końcu nie od razu Kraków zbudowano - dodaje.
Są jednak tacy, którzy do obu jadłodzielni przynoszą jedzenie regularnie. - Mamy osoby, które przyjeżdżają do nas wcześnie rano i przywożą żywność w drodze do pracy - mówi Sabina Stankiewicz. - Wielu ludzi przynosi też nie tyle produkty, co własnoręcznie przygotowane przetwory. Ostatnio było na przykład dziesięć słoików powideł śliwkowych. Wszystko jednak niemal od razu znika. Zdarza się, że w jadłodzielni jest zupełnie pusto. To cieszy, bo nic się nie psuje i widać, że takie miejsca są potrzebne. Wiele osób mówi nam też, że nasza lokalizacja jest bardzo dobra, bo pozwala na anonimowość i nie krępuje.
Już wkrótce do dwóch bydgoskich jadłodzielni dołączy kolejna - tym razem w Fordonie. Ta jednak będzie wyglądała zupełnie inaczej. - To ma być coś w rodzaju straganu, regału pod daszkiem, a nie samodzielnego lokalu - mówi Mikołajczyk. - Są też plany, by podobne miejsca utworzyć na kolejnych osiedlach w Bydgoszczy. Dobrze, by było ich jak najwięcej, a mieszkańcy żeby czuli, że robimy to wszystko wspólnie. Dla siebie nawzajem.
Co można przynosić do jadłodzielni?
- produkty suche: kasze, ryże, makarony, mąka, cukier, ciastka itd. (wszystkie musza być starannie zapakowane)
- wyroby własne: gotowe posiłki, przetwory, dżemy itd. (dobrze zabezpieczone i opisane)
- produkty, które przekroczyły datę minimalnej trwałości - "najlepiej spożyć przed...", ale nie przekroczyły terminu przydatności do spożycia - "należy spożyć do..."
- produkty czy potrawy, które muszą być przechowywane w lodówce (powinny być dobrze opisane, m.in. w jakich temperaturach trzeba je przechowywać)
- warzywa, owoce
Czego nie wolno przynosić do jadłodzielni?
- surowego mięsa
- potraw, do których przygotowania zostały wykorzystane surowe jajka
- wyrobów z niepasteryzowanego mleka
- otwartych puszek, konserw czy przetworów
- żywności, która przekroczyła termin przydatności do spożycia - "należy spożyć do"
- produktów zepsutych.
INFO Z POLSKI - przegląd najciekawszych informacji ostatnich dni w kraju - 29 czerwca 2017.