Burmistrz Arseniusz Finster już na początku sesji stwierdził, że oddalenie skargi kasacyjnej przez Naczelny Sąd Administracyjny to nie jest korzystna decyzja. - Ale przypominam, że Wojewódzki Sąd Administracyjny, którego wyrok podtrzymał NSA, orzekł jedynie to, że burmistrz nie może zmieniać zarządzeniem wysokości dotacji do przedszkoli - tłumaczył radnym Finster. - Spór dotyczy więc procedur, bo zdaniem sądu, konieczna jest uchwała Rady Miejskiej
Przypomniał też, w ratuszu postanowiono inaczej obliczać dotację, a konkretnie zmniejszyć ją o 70 zł na jedno dziecko, bo nielogiczne wydało się samorządowcom dwukrotne wliczanie opłaty stałej i kosztów wyżywienia do jej wymiaru. Dodawał, że widzi dwa wyjścia - albo właścicielki przedszkoli wybiorą drogę dialogu i nie zechcą domagać się zwrotu pieniędzy, albo sprawa znajdzie jednak finał w sądzie. - My nie jesteśmy w stanie wojny z paniami - stwierdził. - Będę zapraszał do dialogu, w trosce o dzieci. Sytuacja jest skomplikowana, a ja nie będę czekał z czekoladkami i kwiatami na jej finał.
To ostatnie odnosiło się do obietnicy, że jeśli właścicielki przedszkoli wygrają spór w sądzie, to czeka je najpierw taka rekompensata od burmistrza...
Serię pytań miał radny Bartosz Bluma z klubu PiS. Chciał wiedzieć, kto reprezentował miasto w Warszawie na rozprawie w NSA, czy będzie korekta uchwał związanych z dotacjami przedszkolnymi, czy jeśli samorząd nie zapłaci ani grosza, to jakie ma szanse na wybronienie się przed np. Trybunałem Konstytucyjnym. Zwrócił też uwagę, że w wyroku WSA jest jednak podana definicja wydatków bieżących, która powinna obligować miasto do jej przestrzegania, bo czy się to nam podoba, czy nie, prawo jest prawem...Pytał też, co z odsetkami.
Konsekwencje w sprawie wyroku NSA zainteresowały Krzysztofa Haliżaka z Kongresu Nowej Prawicy. Chciał wiedzieć, o jaką kwotę chodzi, dociekał, czy to może obsługa prawna urzędu zaszwankowała i czy burmistrz w związku z tym przewiduje jakieś środki dyscyplinujące dla swoich prawników.
- Przedwcześnie odtrąbiono zwycięstwo - podsumował Robert Wajlonis, dyrektor generalny urzędu. - Nie ma mowy o zwrocie pieniędzy. Te wyroki dotyczyły trybu i sposobu udzielania dotacji. Chodziło jedynie o to, że nie można ich wprowadzać zarządzeniem burmistrza.
Wajlonis uważa, że miasto może paradoksalnie skorzystać, bo przecież płaciło przedszkolom więcej, niż to wynika z przepisów. - Będziemy się domagali zwrotu nadpłaconych środków - stwierdził.
Sugerował, że paniom łatwo nie będzie wywojować niczego, bo są przecież przykłady, że źle wydatkowały pieniądze z publicznej dotacji.
Bluma naprędce obliczył, że może chodzić o zwrot ponad 1 mln zł w roku i pytał, skąd miasto weźmie te pieniądze, jeśli jednak okaże się, że płacić trzeba? - Dajcie nam spokojnie popracować - mitygowali Finster i Wajlonis. - Nie demonizujmy sytuacji.