Marek z Bydgoszczy jest maszynistą u przewoźnika, który obsługuje kujawsko-pomorskie trasy kolejowe. Ma dwa kredyty, jeden na mieszkanie, drugi na samochód, a do tego spłaca jeszcze raty za sprzęt AGD.
"Od miesięcy mam okrojone wynagrodzenie"
- Gdy się zapożyczałem nie zarabiałem najgorzej, no i miałem 100 procent pensji. W marcu zeszłego roku, gdy pojawił się COVID-19, moja firma obniżyła nam wynagrodzenia o 20 procent i do dziś otrzymujemy 80 procent pensji. W moim przypadku to jest prawie 700 złotych mniej miesięcznie. W dodatku ciągle słyszymy, że stracimy pracę w związku z zapowiadanymi rewolucyjnymi zmianach w regionalnych kolejach i spadkiem liczby pasażerów. Także nie wiem, co będzie z moimi kredytami.
Niestety, Związek Banków Polskich ostrzega w swoim najnowszym raporcie, że należy spodziewać się wzrostu poziomu kredytów zagrożonych, czyli takich, wobec których istnieją podejrzenia lub nawet rzeczywiste oznaki potencjalnego niespłacenia. Przyczyna? Koronawirus właśnie, a konkretnie: utrata zatrudnienia, zmiana umowy, mniejsze pensje.
Polecamy także: Kujawsko-Pomorskie firmy w koronakryzysie. Padają, walczą i zarabiają. Które?
Jak wynika z danych zebranych przez Intrum, firmę zarządzającą wierzytelnościami, z powodu pandemii Covid-19 ponad 70 proc. konsumentów w Polsce otrzymuje teraz niższe dochody, a 45 proc. przyznaje, że z powodu korona-kryzysu straciło zatrudnienie lub nie może dalej prowadzić swojego biznesu.
Boimy się o stan naszych finansów w przyszłości
Wraz z drugim i trzecim uderzeniem pandemii wśród Polaków wzrósł poziom zaniepokojenia o stan swoich finansów w przyszłości. Po pierwszej fali COVID-19 obawę o stabilność przychodów w kolejnych miesiącach wyrażało 30 proc. osób, zaś w kwietniu 2021 r. odsetek ten zwiększył się do 34 procent. Równolegle zmniejszyło się grono osób niemartwiących się o swoją przyszłą kondycję finansową, podczas gdy jeszcze przed drugą falą zakażeń wynosił 42 proc., tak w trakcie trzeciej fali stopniał do 37 procent.
W takiej sytuacji niemała grupa osób będzie zmuszona wdrożyć plan awaryjny polegający nie tylko na odłożeniu zapłaty zobowiązań, ale także na sięgnięciu po dodatkowy zastrzyk gotówki. A co, jeżeli już teraz spłacamy zaciągnięte wcześniej kredyty i pożyczki? Co zrobić, jeżeli podejrzewamy, że nasza sytuacja finansowa nie pozwoli nam za chwilę terminowo dokonywać spłat? Rozwiązaniem tych problemów może być konsolidacja długów.
Polecamy także: Wydajemy lekką ręką. "Jakoś to będzie". Tak powstają długi
- Konsumenci myślący o takim rozwiązaniu, powinni wiedzieć, że zaciągnięcie kredytu konsolidacyjnego w banku będzie obejmować zobowiązania zaciągnięte w bankach - mówi Michał Krajkowski, ekspert Związku Firm Pośrednictwa Finansowego. - Jednak z konsolidacji można skorzystać również wtedy, gdy zaciągnęliśmy pożyczki w parabankach lub spłacamy tzw. chwilówki. To ważne, bo niemała grupa osób w naszym kraju z powodu kryzysu wywołanego pandemią koronawirusa znalazła się w takiej sytuacji i sięgnęła po tzw. szybkie pożyczki. Konsolidacja tych ostatnich zadłużeń także będzie możliwa w banku. Warto jednak dokładnie sprawdzić ofertę konkretnego banku, ponieważ to, czy będzie można skonsolidować krótkoterminowe pożyczki w wybranym banku, zależy od jego indywidualnej polityki.
Konsolidacja kredytów?
Dlaczego jest to rozwiązanie, które powinny rozważyć osoby dotknięte koronakryzysem? Przede wszystkim, korzystając z konsolidacji, zamiast kilku różnych zobowiązań w różnych miejscach, w bankach czy firmach pożyczkowych, będziemy spłacać jedną ratę pojedynczego kredytu - podkreśla Leszek Zięba, także ekspert ZFPF. W takiej sytuacji unikamy konieczności pilnowania, by każda płatność trafiała do danego wierzyciela na czas, a może być to kłopotliwe, gdy spłacamy kilka zobowiązań. Poza tym, będąc w takiej sytuacji, bardzo często możemy liczyć na obniżenie oprocentowania "nowego" kredytu i wydłużenie okresu jego spłaty. To z kolei również wpłynie na obniżenie comiesięcznej raty należności. Przeniesienie zobowiązań do innego banku, może być okazją do wynegocjowania lepszych warunków spłaty.
W czasie pandemii Covid-19 bez pracy zostało ok. 660 tys. Polaków. Wiele firm, starając utrzymać się na rynku i zachować płynność finansową, zostało zmuszonych do redukcji zatrudnienia. I wygląda na to, że to nie koniec zwolnień. Szacuje się, że do końca trwania stanu epidemicznego w naszym kraju, bez pracy może zostać nawet 2 mln osób, a bezrobocie może osiągnąć poziom 10 proc.
